poniedziałek, 31 października 2016

Ulubieńcy października 2016

Hej :)
Witam ponownie na moim blogu. Dziś kolejny post z serii ulubieńców. 
Październik to chyba miesiąc, który najmniej lubię. Złapało mnie choróbsko, a przez nie straciłam tydzień życia. Masakra... :(

Ulubieniec numer 1:


Gra mobilna Cat Room



Gra podbiła moje małe serduszko! Tyle kotków w jednym miejscu i w dodatku wszystkie są moje. :3 Gierka polega właśnie na opiekowaniu się kotami oraz gramy w mini grę, która jest strasznie podobna do wszystkich tych Candy Crush Saga itp.

Ulubieniec numer 2:


Czekolada Schogetten Raspberry Cheesecake



Uwielbiam czekolady Schogetten, szczególnie Yoghurt - Strawberry, ale ta czekolada jest niesamowicie pyszna! W nadzieniu są fajne kawałki malin, które dodają cudownych odczuć przy jedzeniu :)

Ulubieniec numer 3:


Aplikacja Plan Lekcji 2


Aplikacji tej używam od ok. półtora miesiąca. Na początku służyła mi jedynie jako dobry plan lekcji, który miał odpowiedni dla mnie widżet. W pewnym momencie postanowiłam skontaktować się z twórcą tejże aplikacji, aby zaproponować mu kilka urozmaiceń. W ten sposób, np. wprowadzono rubrykę egzaminów. Z tego co wiem autor zamierza wprowadzić jeszcze kilka ulepszeń, więc w 100% polecam!

Ulubieniec numer 4:

Aplikacja Szybki budżet


Aplikacja, jak sama nazwa wskazuje, pomaga nam w kontrolowaniu własnych wydatków oraz dochodów. Osobiście uwielbiam takie zorganizowania, więc cieszę się, że znalazłam tą aplikację.
W aplikacji możemy prowadzić swoje budżety (czyt. coś w rodzaju skarbonek, gdzie ustalamy cel i robimy transakcje pomiędzy kontami), mamy możliwość posiadania kilku "kont", np. portfela, konta bankowego (ja mam jeszcze kartę Starbucks oraz oszczędności). W przypadku wersji pro dochodzi nam nielimitowe budżety, konta, brak reklam oraz możliwość otrzymania raportu miesięcznego na komputer. Tak więc bardzo poważnie zastanawiam się nad wykupieniem rozszerzonej wersji, bo jest to jednorazowa opłata, a ja lubię korzystać z takich rzeczy.

Koniec tego dobrego na dziś!
Zachęcam do pozostawienia komentarza oraz zapraszam na moje social media:
Snapchat - kotnaxxx

sobota, 29 października 2016

Po co przedsprzedaż w Empiku?

Cześć :)
Witam Was ponownie, bądź też pierwszy raz na moim blogu. :) Dziś sobie trochę ponarzekam, bo dlaczego nie? Coś w tym stylu już się tu pojawiło niegdyś, a mianowicie post o kupowaniu online w Matrasie [KLIK]. Był to nawet jeden z popularniejszych postów na tym blogu, patrząc oczywiście na liczbę wyświetleń. Tym razem ponarzekam na (chyba) najbardziej znany sklep internetowy z książkami, płytami itd., itd., czyli Empik.

Problem mój z empik.com nie polega na samym fakcie kupowania, dostarczania, lecz konkretnie denerwuje mnie przedsprzedaż.

Co to właściwie jest przedsprzedaż?

Z pozoru definicja tego słowa jest banalna. Przedsprzedaż - sprzedaż czegoś przed wyznaczonym terminem rozpoczęcia się czegoś. W przypadku Empika jest to możliwość kupienia czegoś, nim dany produkt będzie miał premierę.

I tu zaczynają się schodki.

Osobiście rozumiem przedsprzedaż także jako możliwość posiadania danej rzeczy WCZEŚNIEJ niż pozostali potencjalni klienci. Oczywiście, nie oczekuję, że dostanę, np. książkę miesiąc przed premierą, bo to po prostu nierealne. Jednakże dzień lub dwa dni to wcale nie jest tak dużo.

Problem u mnie z przedsprzedażą pojawił się dotychczas dwukrotnie. Pierwszy raz zamawiałam najnowszą płytę Justina Biebera Purpose, która swoją premierę miała 13 listopada 2015 roku. Zapłaciłam więcej za wersję Deluxe niż kosztowała w dniu premiery, abym mogła ją dostać przedpremierowo. Przewidywany termin dostarczenia? 14-17 listopada. No i co to ma być?! Zamawiam PRZEDPREMIEROWO, płacę WIĘCEJ, a dostaję... PÓŹNIEJ. Dla mnie to totalny bezsens. Nie po to płacę więcej, zamawiam, aby setki osób mogły pójść w dniu premiery i kupić ot tak sobie płytę taniej. Coś tu nie gra.
Drugi taki przypadek miał miejsce teraz. Siostra zamówiła w lipcu (!) dla mnie Harry Potter i Przeklęte Dziecko. Zapłaciła ponad 5 zł więcej, aniżeli książka kosztowała w dniu premiery. Problem pojawił się w momencie, gdy premiera się odbyła, a maila lub smsa z "zaproszeniem" po odbiór... brak. Instynktownie poszłyśmy akurat do Empika, aby zapytać czy przesyłka aby nie przyszła. Co się okazało? Oczywiście, była. No cóż, wystąpił błąd, ale najbardziej zdenerwowała mnie jedna, jedyna naklejka na paczce...

Przecież to jest aż śmieszne... Nie mogę odebrać paczki wcześniej, niż w dniu premiery, gdy już wszyscy inni mogą kupić to samo w dodatku taniej.

Zamówiłam teraz także w przedsprzedaży książkę RLM - Tajniki DIY. Premiera jest 9 listopada, a moja paczka będzie u mnie 10-14 listopada. HA HA.

Podsumowanie:
Przedsprzedaż to przedsprzedaż. Kupuję wcześniej, dostaję wcześniej, a nie w dzień premiery, gdy wszyscy mogą to już kupić, w dodatku taniej niż ja zapłaciłam w przedsprzedaży. Nad tym trzeba płakać...

Ech, no cóż. Ja czekając na kolejne przesyłki odsyłam Was na moje social media i zachęcam do pozostawienia komentarzy oraz oczekujcie na kolejny post! ♥

Snapchat - kotnaxxx
E-mail - dominika.wieruszewska@onet.eu

sobota, 22 października 2016

Kartki z pamiętnika - "Koncert The Vamps & pobyt w Krakowie"

Cześć :)
Dzisiejszy post dotyczy koncertu The Vamps, który odbył się 30 września w Krakowie. Relacja z całego wyjazdu odbyła się także na moim Snapchacie, na który bardzo serdecznie zapraszam :)

O koncercie dowiedziałyśmy się z siostrą na początku września. Cena biletów była atrakcyjna, więc uznałyśmy, że fajnie będzie tam pojechać, szczególnie, iż Angelika nigdy nie była w Krakowie. Osobiście byłam tam około 5 lat temu na wycieczce szkolnej. Wiele wspomnień zwiedzanych obiektów, informacji, tras pozostało mi w głowie, przez co mogłam być takim skromnym "przewodnikiem". :)
Bilety dostałyśmy w połowie września, więc przez resztę czasu spoczywały sobie w jednym miejscu z potwierdzeniem podróży.

Nasza podróż rozpoczęła się o godzinie 6:30, gdy ze Złotoryi pojechałyśmy do Wrocławia. We Wrocławiu byłyśmy przed 9, więc do odjazdu Polskiego Busa do Krakowa miałyśmy troszkę więcej niż godzinę. Poszłyśmy na Dworzec Główny do Starbucksa. Zamówiłam wówczas Caramel Macchiato, a Ana Pumpkin Spice Latte. Po złożeniu zamówienia siostra poszła jeszcze do McDonalda po śniadanie (ciekawe co wybrałam, hahaha). Godzina minęła bardzo szybko i trzeba było iść w miejsce odjazdu autobusu. Nim jednak autobus podjechał miałyśmy chwilę, aby obejrzeć wystawy pobliskich kiosków i wtedy Ana zobaczyła coś, co chciała już od jakiegoś czasu... maskotkę Nocnej Furii z "Jak Wytresować Smoka". Tak, kupiłam go. :D



O 10 planowo odjechaliśmy z przystanku i ruszyliśmy w drogę do Krakowa. Teoretycznie podróż miała trwać 3 godziny i 15 minut, ale podróż przedłużyła się do 4 godzin. Jednak wszystkie bramki na autostradzie spowalniają nieco płynną jazdę.
O 14 byłyśmy już na Dworcu Autobusowym przy Galerii Krakowskiej. Tylu ludzi w jednym miejscu, bez większej przyczyny dawno nie widziałam... Uroki życia w wielkim mieście! Dostanie się do toalety w tejże galerii graniczyło z cudem, więc się po prostu poddałam. Zjadłyśmy jedynie prowizoryczny obiad i ruszyłyśmy w stronę naszego apartamentu. Gdy tylko do niego weszłyśmy, pierwsze co zrobiłyśmy, to zwróciłyśmy uwagę na piękny widok za oknem. Prosto z okna miałyśmy widok na wierzę Wawelu. Niestety po podróży byłyśmy tak zmęczone, że padłyśmy na łóżko wykończone... Tak oto przespałyśmy ok. 2 godzin. Mimo, że o 18 otwarto bramki, uznałyśmy, iż na koncert pojedziemy dopiero przed supportem. Tak więc do tej godziny poszłyśmy na małe zakupy do Biedronki.
Zasadnicza sprawa, którą zauważyłam już na samym początku, to to, że w Krakowie prawie nie istnieją przejścia dla pieszych, a bynajmniej nie w dzielnicy Stare Miasto. ;)
Po przyjściu z Biedronki jedynie szybko się przebrałyśmy, zrobiłyśmy makijaż i zadzwoniłyśmy po taksówkę. Ok. 19 byłyśmy już na miejscu, ale kolejka jaką zobaczyłyśmy "troszkę" nas przeraziło. Jednak to tylko wyglądało strasznie, bo gdy się ustawiłyśmy to wszystko szło w miarę płynnie. Po wejściu na teren koncertu skierowałyśmy się w stronę już całkiem sporego tłumu. Ustawiłyśmy się w naprawdę fajnym miejscu, widok na scenę był bardzo dobry, a obok  nas był dodatkowo telebim, więc czego nie dojrzałyśmy na scenie - widziałyśmy na ekranie.
Supportem The Vamps był zespół, o którym nigdy w życiu nie słuchałam - Young Stadium Club. Jednak po 2-3 utworach uznałam, że jest to całkiem przyjemny zespół. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam na ich Facebooka oraz podrzucam Wam jeden ich kawałek, abyście mogli posłuchać.


Najważniejszy moment nastąpił jednak po 21. Wtedy na scenę weszli chłopacy... ♥

I tu nie ma wątpliwości. Nie mam pojęcia jak szybko minęły 2 godziny koncertu. Wszystko działo się tak szybko, że wolałabym, aby ten koncert trwał jeszcze 3 razy tyle... :(
Średnia wieku mieściła się mniej więcej pomiędzy 12-14 lat. Zabawne, gdy jesteś 17-latką. :D
Najzabawniejsza była reakcja dziewczyn, które podbiegły na "meet & great" z Angeliką Muchą! Dziewczyny biegły śmiejąc się, że będą miały selfie z nią i będą cool. :D To zabawne, bo wokół Angeliki zrobiła się ogromna fala hejtu i śmiechu, bo zaczęła się wywyższać. Mają rację.
Kierując się do wyjścia zrezygnowane siostra zwróciła uwagę na jeszcze jedną flagę, pozostałą na scenie... Podeszłyśmy do bardzo miłego pana i uśmiechając się poprosiłyśmy go, czy mogłybyśmy ją dostać. I tak, mamy flagę, której dotykali The Vamps ♥ Dziś wisi na drzwiach w naszym pokoju.

Najgorszy moment po koncertowy? Fakt potrzeby zamówienia taksówki. Dzwoniłam chyba na 6 numerów i albo nie mają wolnych samochodów, albo policja blokuje drogę. Dopiero po 23 udało mi się coś zamówić! Na szczęście nie było jakoś strasznie zimno na dworze, więc czekanie pół godziny nie było tragedią. Moment, w którym przekroczyłyśmy próg apartamentu uświadomił nas, że niestety, ale to wszystko już się skończyło...

Następnego dnia opuściłyśmy apartament o godz. 12, a o 17:15 miałyśmy powrotny autobus do Wrocławia. Tak też 5 godzin spędziłyśmy na spacerowaniu po Krakowie, co sprawiło nam dużo przyjemności. Pierwszym punktem naszego zwiedzania był Smok Wawelski, gdyż w sumie i tak miałyśmy tam najbliżej po drodze na Rynek Główny.



Kolejnym punktem wycieczki była wyprawa w stronę Okna Papieskiego. Przed podejściem do okna zaciekawiła nas grupa, która stała przed bazyliką i uważnie słuchała przewodnika. Uznałyśmy, że można wejść i zobaczyć co ciekawego się w środku znajduje. Od razu na wejściu pani zaproponowała nam darmowego przewodnika w formie odtwarzacza mp3. Wraz z naszym wirtualnym przewodnikiem zwiedziłyśmy całą Bazylikę św. Franciszka z Asyżu. 









Następnie skierowałyśmy się w stronę Rynku Głównego. Okazało się, że tego dnia były obchody XXV-lecie Dzielnic Krakowa i spod Smoka Wawelskiego aż pod Wieżę Ratuszową szła parada szkół krakowskich. Była to doskonała okazja do zgarnięcia stosu ulotek o każdej dzielnicy. Na samym Rynku miał miejsce także jarmark, więc dużo czasu spędziłyśmy na chodzeniu od stoiska do stoiska. Wybierałyśmy upominki dla rodziny, a także po małym drobiazgu dla siebie.

Nastał czas na obiad. I tu się zaczął problem! Znajdź fajne miejsce, z wolnymi stolikami oraz w przystępnej cenie. Mimo, że miałyśmy odłożone więcej niż normalnie zapłaciłybyśmy za obiad to problemem był drugi wariant - wolne miejsca. Obeszłyśmy w ten sposób cały Rynek dwa razy, aż w końcu skręciłyśmy w inną uliczkę. Zobaczyłyśmy cztery stoliki na zewnątrz. Hm, ciekawie. Patrzymy na menu - cóż, na obiad to pierogi tylko się nadają. Ok. Wchodzimy i wow... Klimat w tym miejscu niesamowity! Weszłyśmy w boczną salę, która w zasadzie znajdowała się pomiędzy trzema kamienicami. Usiadłyśmy przy stoliku na podwyższeniu. Zamówiłyśmy pierogi ruskie, koktajle oraz picie do obiadu. Łącznie nie zapłaciłyśmy tyle, co w innych restauracjach za jeden posiłek. Poza tym samo miejsce, które nas otaczało było tak cudowne, że mogłabym tam siedzieć godzinami. Jeśli ktoś z Was będzie w Krakowie i chce właśnie odwiedzić takie urokliwe miejsce to zachęcam właśnie tam - Magia Cafe Bistro

Po mile spędzonej godzince z haczykiem zauważyłyśmy, że czas zaczyna nas gonić, więc z przykrością obeszłyśmy ostatni raz cały jarmark i zrobiłam kilka zdjęć. Poszłyśmy najpierw w złą stronę i gdy zawracałyśmy okazało się, że w tym czasie pod pomnikiem Mickiewicza rozpoczął się... czarny protest. Tak, 2 dni przed wielkim ogólnokrajowym protestem.







Prosto z Rynku poszłyśmy do Galerii Krakowskiej. Aby tam dotrzeć przeszłyśmy między innymi pod piękną Bramą Floriańską, a następnie mijałyśmy Barbakan Krakowski.




Po dotarciu do galerii poszłyśmy jeszcze na szybkie frappuccino do Starbucksa. Ledwo otrzymałyśmy zamówienie, a już musiałyśmy iść na dworzec.

I tak oto o godz. 17 podjechał nasz PolskiBus i cudowna przygoda z Krakowem się okrutnie zakończyła :( Po 21 byłyśmy już we Wrocławiu... Kochani rodzice po nas przyjechali ♥

To tyle jeśli chodzi o nasz wypad do Krakowa na koncert The Vamps! Dziękuję za uwagę i zapraszam na moje social media:
Facebook
Instagram
Snapchat - kotnaxxx

czwartek, 20 października 2016

Urodzinowy wywiad z Moniką Muratovą ♥

Witajcie!
Dziś na moim blogu opublikuję coś, czego nie dokonał jeszcze nikt! Prawdopodobnie nawet jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł...
W dniu 17. urodzin blogerki, YouTuberki, wspaniałej koleżanki - Moniki Muratovej - pojawia się tu wywiad!


Monika to wspaniała, lecz z pazurem dziewczyna, którą po prostu uwielbiam! Mimo swojej popularności jest osóbką, z którą można pogadać, pośmiać się i jeśli tego nie wiesz, to wcale nie odczujesz, że się wywyższa czy też czuje się lepsza niż Ty. Często uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia, ambitna, ale troszkę leniuch z niej! ♥ Swoich wiernych odbiorców nazywa pieszczotliwie Kaczuchami. 

Pozdrawiam wszystkie Kaczuchy! ♥

Zapraszam serdecznie na social media Moniki:
Snapchat



D.W.: Na samym wstępie chciałam Ci bardzo podziękować za poświęcony czas na udzielenie mi odpowiedzi. A więc Monika… Twoja przygoda internetowa rozpoczęła się zapewne wraz z pierwszym postem na Twoim blogu, czyli 20 kwietnia 2014 roku. Co skłoniło Cię do właśnie takiej formy pokazania siebie? Planowałaś to jakoś szczególnie czy była to jednak decyzja spontaniczna?

M.M.:  Nie ma za co, dla mnie to sama przyjemność i bardzo mi miło, że chcesz przeprowadzić ze mną wywiad. :)
Zakładając bloga kierowałam się raczej chęcią pokazania siebie. Lubiłam pozować do zdjęć, pisać i wyrażać siebie. Nigdy nie kierowałam się chęcią zdobycia popularności, wtedy przez myśl mi to nie przeszło.


D.W.: W chwili, gdy tworzyłam te pytania miałaś blisko 75 tyś. wyświetleń. Patrząc z różnych perspektyw jest to zarówno mała, jak i duża liczba odwiedzin. Jak to jest właśnie z Twojego punktu widzenia? Uważasz, że to satysfakcjonująca liczba w stosunku do Twojej aktywności tam?

M.M.: Powiem szczerze, że nawet nie wiedziałam. Zaniedbałam bloga już jakiś czas temu, mało kto teraz kojarzy mnie jako blogerkę z "bizzlesbab". Postawiłam raczej na YouTube oraz pozostałe social media. 75 tysięcy to na dzień dzisiejszy mało, na samym kanale, gdzie także moja aktywność nie jest powalająca i prowadzę go krócej niż bloga mam ogółem ponad 100 tysięcy wyświetleń.


D.W.: Obecnie blog jest zdecydowanie na drugim miejscu, wyparty przez YouTube. Za 5 dni minie rok od momentu udostępnienia przez Ciebie pierwszego filmiku. Co Cię skłoniło do wkroczenia na ścieżkę obecnie niezwykle popularnego YouTube’a?

M.M.: Zaczęło się od nagrywania długich snapów, zawsze lubiłam sobie pogadać i myślałam od dawna o kanale na YouTube, ale brak mi było motywacji. Ludzie po jakimś czasie coraz częściej proponowali mi założenie profilu właśnie tam i w końcu to zrobiłam. Swoją drogą... Serio rok? Szybko ten czas leci, ale jeśli mam być szczera po roku oczekiwałam większej ilości widzów. Jednak były powody ku temu dlaczego tak wyszło i nie mogłam poświecić kanałowi więcej czasu, ale wierzę, że jeszcze kiedyś osiągnę to co chcę.


D.W.: Przy Twoich filmikach ludzie pozostawiają wiele łapek w górę, które dominują nad tymi w dół, jednak i tych jest dość sporo. Myślisz, że te słabe oceny pozostawiają osoby, którym naprawdę nie podobają się Twoje materiały, czy też zwykli hejterzy?

M.M.: Nie mam aż takiej ilości hejterów ile łapek w dół. Zaczęło się od tego, że w okresie gdy założyłam kanał udzielałam się na facebookowych grupkach, na których jest tyle nienawiści, wredoctwa i ludzi, którzy hejtują z czystej głupoty i nudy. Ktoś, kto nie siedział tam dłużej nawet by nie pomyślał. Sama jestem sobie winna, ponieważ zdobyłam tam wtedy tzw. atencję. Jest kilka osób, które regularnie z botów mi łapkujaą w dół filmiki, dla własnego fun'u i nie zwracam już na to uwagi, jednak irytuje mnie to, ponieważ nie wygląda to dobrze.


D.W.: Sprawa dość trudna dla każdego twórcy, ale nikogo to nie omija. Hejt. Każdy radzi sobie na swój sposób, a jak Ty sobie z tym radzisz?

M.M.: Przed blogiem, czyli na samiuteńkim początku mojej działalności w internecie, prowadziłam Aska. Idealne miejsce na hejtowanie, dodatkowo z anonima, co daje o wiele więcej możliwości. Byłam młodsza, więc jakoś to na mnie wpływało. Przez jakiś czas naprawdę miałam niższa samoocenę, brałam słowa ludzi bardzo mocno do siebie. Jednak na dzień dzisiejszy nic mnie już nie boli, żadne słowo obcych ludzi, negatywne komentarze itp. Konstruktywna krytyka, pomoc w polepszeniu moich działań, zawsze rozpatruję. Podobnie ze zdaniem bliskich mi osób, które w uprzejmy sposób mówią - Monika robisz złe to i to, popraw się - biorę do siebie. Wiadomo, czasem urazi, bo najgorzej jest być w jakimś stopniu złym dla kogoś ważnego, ale przyjmuje na klatę i dla siebie, i dla nich coś poprawiam.
Także podsumowując: hejty w internecie latają mi koło ucha, nie wpływa to na mnie, a wręcz mobilizuje, żeby pokazać im jak bardzo się mylą.



D.W.: Chodzisz do V LO w Legnicy, do klasy plastycznej. Dlaczego akurat ta klasa? Dlaczego ten profil?

M.M.: W przyszłości chciałabym być projektantką, mieć własną markę i współpracować z najlepszymi. Najpierw klasa plastyczna, potem studia o kierunku, który pozwoli mi osiągać cel. Chociaż w tym, jak i w wielu innych zawodach, najważniejsze jest zaangażowanie, pomysł i pasja. Wielu udaje się nawet bez skończenia szkół artystycznych, modowych itp. Jednak warto spróbować i mam nadzieję, że mi się uda.


D.W.: Twoi rodzice prowadzą swój sklep. Wiem, że kiedyś zaprojektowałaś już swoją kolekcję. Czy planujesz jakieś nowe projekty?
M.M.: Planuję na bieżąco, jednak wyszło już tam tyle kolekcji, że ciężko wymyślić coś nowego. Ja mam w głowie stale nowe pomysły, ale zazwyczaj na ubrania codziennego użytku, a nie piżamy czy szlafroki, bo z tym, żeby wymyślić coś innego jest na prawdę ciężko.
Na pewno jeśli pojawi się coś nowego, poinformuje :)




D.W.: Przejdźmy teraz do Twoich zainteresowań. Taniec. Zatańczyłaś w teledysku Multiego do piosenki Nie wiem, lecz Twoja osoba jest tam mało widoczna. Czemu tak się stało?

M.M.: Powiem szczerze, że wyszło to dość spontanicznie. Na planie do teledysku były bodajże dwa zespoły taneczne i kilka pojedynczych osób, takich jak ja. Wiadomo, że te grupy pokazać musieli, tym bardziej, że miały instruktorkę, która im w tym pomogła oraz przygotowane układy. Byłam nieco zła, ale potem dostałam telefon z zaproszeniem na udział w występie Michała Rychlika na MeetUpie we Wrocławiu (z możliwością zabrania koleżanki, z która byłam na planie) także byłam z siebie zadowolona i uważam to za super przygodę

D.W.: Obecnie nic nie słychać o tym, że tańczysz. Czyżby Twoja pasja umarła?

M.M.: Jasne, że nie! Ja po prostu nigdy się z tym nie wychylałam. Od małego chodziłam na zajęcia taneczne, miałam krótką przerwę i potem jak byłam starsza również byłam w zespole. Na dzień dzisiejszy sama się uczę i jak jest okazja jeżdżę na warsztaty taneczne. Wielokrotnie podchodziłam do występów publicznych np. w szkole, ale nie mogę się przełamać... Ostatnio na dzień nauczyciela miałam tańczyć, ale niestety nie mogłam uczestniczyć w apelu, więc szansa na pokazanie się po raz kolejny przepadła. Ale myślę, że przy najbliższej okazji spróbuję znowu.


D.W.: W ciągu ostatnich miesięcy, no, przed wakacjami, bardzo dużo czasu spędzałaś na siłowni. Skąd to nowe zainteresowanie? Co chcesz w sobie poprawić?

M.M.: Siłownia to idealne miejsce na wyżycie się, odstresowanie, poprawienie samopoczucia. Naprawdę, póki ktoś nie spróbuje (OCZYWIŚCIE NIE NA SILE) to nie zrozumie. Dokładnie rok temu zaczynając chodzenie na siłownie robiłam to z lekkim przymusem, ponieważ nienawidziłam swojego ciała. Teraz myślę, że to kwestia kompleksów, a nie rzeczywiście okropnego ciała. Stosowałam głupie diety i okropnie męczyłam swój organizm.
Na dzień dzisiejszy lubię to jak wyglądam, ćwicząc nie myślę o chudnięciu, ale o kobiecych kształtach, poprawieniu zdrowia, ujędrnieniu sylwetki. No i co tutaj ukrywać... kto by nie chciał tylka jak Kylie Jenner :)

D.W.: Za niecały miesiąc jedziesz do Krakowa… Czekasz na ten moment 7 lat. Jak bardzo już oczekujesz tego dnia? Na ile tam jedziesz? Jaki masz bilet? Opowiadaj! :D

M.M.: Liczyłam na to pytanie! 11 listopada po raz drugi swój koncert w Polsce będzie miał Justin Bieber. Na poprzednim mnie nie było, ponieważ zdaniem rodziców byłam za młoda na takie rzeczy. Teraz udało mi się mieć jeden z najlepszych biletów, mianowicie Golden Circle, przy samiuteńkiej scenie. Nawet nie jest mi szkoda takiej sumy pieniędzy, ponieważ czekałam na to naprawdę długo.
Przyjeżdżamy z przyjaciółkami dzień wcześniej, bo od samego rana będziemy stały pod areną...
W planach również mam nagrać vloga z całego wyjazdu, także zapowiada się ciekawie. Już nie mogę się doczekać!


D.W.: Naprawdę cieszę się Twoim szczęściem! ♥ Kończąc „wywiad” chciałabym Cię zapytać o ostatnią rzecz. Mając 17 lat dokonałaś w życiu już więcej niż nie jeden dorosły człowiek w Polsce. Podkreślam w Polsce. Blog, kanał na YouTube, własna kolekcja, udział w teledysku. Jesteś niesamowita! Więc… Gdzie się widzisz za 10 lat?

M.M.: O matko, to mnie zawstydziło. Samokrytycznie mogę powiedzieć, że przy większym zaangażowaniu osiągnęłabym jeszcze więcej, bo naprawdę jest mi momentami źle, że to olewam. Po tym wywiadzie naprawdę przemyśle to wszystko i ci, co czekają na pełny powrót Muratovej mogą Ci podziękować, bo dało mi to większego kopa niż kiedykolwiek! Ale nie rzucajmy słów na wiatr, zobaczymy w praktyce. Jednak mogę już powiedzieć, że jestem skromnie pewna, że jeszcze kiedyś, gdy nauczę się godzić wiele rzeczy na raz to osiągnę coś wielkiego :)
Wracając do pytania. Dalej widzę siebie jako zwariowaną dziewczynę, prowadzącą te social media na o wiele wyższym poziomie jednocześnie spełniając się z swoim zawodzie. Robić kolekcje dla najlepszych marek w Polsce i zagranica. Jeżdżąca po świecie, tak zdecydowanie cholernie chciałabym podróżować. Powiększyć grono najróżniejszych znajomości, poznać jeszcze więcej tak fantastycznych ludzi jakich już mi się udało. No i jak to ja, w wiecznym przekonaniu, że miłość to jedna z postaw szczęśliwego życia widzę siebie z kimś, kto będzie mnie w tym wszystkim wspierać, kochać i razem będziemy mogli poznawać świat. Ah, i nie zapominając o jakimś słodkim pupilu, bez tego też nie widzę życia.

D.W.: Dziękuję Ci kochana jeszcze raz za to, że poświęciłaś swój czas na udzielenie mi odpowiedzi na pytania do urodzinowego wywiadu. Na sam koniec chciałabym Ci złożyć skromne życzenia… 


Kochana Moniko! Chciałabym Ci życzyć: 
♥ dużo zdrowia
♥ ogromnej ilości szczęścia
♥ miłości od Stasia ♥
♥ mega udanego koncertu Justina!
♥ więcej czasu!
♥ mniej nerwów
♥ więcej energii, zapału
♥ realizacji marzeń!
♥ zorganizowania :D
♥ dobrych ocen w szkółce :3
♥ dużo pieniążków
... i wszystkiego naj, naj, naj, najlepszego!



Teraz tradycyjnie zapraszam na moje social media oraz zachęcam do pozostawienia komentarza :)

Snapchat - kotnaxxx

poniedziałek, 3 października 2016

Ulubieńcy września 2016

Witajcie!
Wraz z tym postem wracam do Was z "tradycyjnymi" postami o ulubieńcach miesiąca. Nie było takich postów przez ostatnie 3 miesiące, ponieważ sama nie wiem kiedy ten czas minął, a i ja nie potrafiłam znaleźć w swoim codziennym życiu ulubieńców. :( Jednak w tym miesiącu dużo się działo. :D

Ulubieniec numer 1:

Herbata waniliowa


Dostałam tą herbatę na święta Bożego Narodzenia, ale nasza domowa kolekcja herbat oraz kaw była tak ogromna, że dopiero teraz sięgnęłam po tą torebkę. Jest to herbata sypana, więc był także pewien dodatkowy problem - trzeba było kupić zaparzacz do herbaty lub specjalny czajniczek. Zdobyliśmy obydwie rzeczy, więc picie sypanych herbat stało się normą.
Herbata jest po prostu przepyszna. Osobiście na czajniczek (ok. 3/4 pełnych kubków) sypię zazwyczaj 4 łyżeczki i jest idealna :)

Ulubieniec numer 2:

Kalendarz szkolny


O tym kalendarzu wspominałam już w poście #backtoschool. Przez wrzesień okazał się dla mnie niezwykle pomocny w uporządkowaniu spraw związanych ze szkołą, jak i życiem prywatnym. Mimo posiadania tego kalendarza do ogarnięcia życia potrzeba jeszcze dużo pracy...

Ulubieniec numer 3:

The Vamps


The Vamps poznałam przez piosenkę Can We Dance. To chyba najbardziej rozpoznawalna ich piosenka. O ich pierwszym koncercie dowiedziałyśmy się na początku września. Koncert odbył się 30 września w Krakowie, ale o tym pojawi się całkiem osobny post. :)
Wracając do samego zespołu... The Vamps to boysband składający się z 4 chłopaków: Bradleya, Connora, Jamesa i Tristana. Ich muzyka jest podobna trochę stylistycznie do One Direction (moim zdaniem).
Moje ulubione piosenki tego zespołu to:
1. Oh Cecilia


2. I Found A Girl


3. Can We Dance


4. Rest Your Love


5. Cheater



Ulubieniec numer 4:

Blue Jeans i jego trylogia Piosenki dla Pauli


Recenzję pierwszej części książki pojawiła się już na moim blogu (KLIK), a druga część pojawi się prędzej czy później.
W skrócie cykl książek tajemniczego Blue Jeans opowiada o perypetiach miłosnych 16/17 letniej Pauli, a także w mniejszej lub większej części jej przyjaciółek oraz innych bohaterów cyklu.
Książkę naprawdę polecam. Mimo swoich gabarytów bardzo przyjemnie i płynnie się ją czyta! :)

Ulubieniec numer 5:

Kraków

W Krakowie znalazłam się przez koncert wyżej wspomnianego zespołu. Niegdyś byłam tu także na wycieczce szkolnej. Niektóre informacje pozostały mi w pamięci, więc mogłam robić za przewodnika mojej siostry. :D
Kraków to niezwykle urokliwe miasto... Nie wspominając tu o samej historii czy legendach, miasto jest niezwykłe pod względem charakteru, architektury, krajobrazu. Postanowiłam w miarę możliwości wracać tam przynajmniej raz w roku.

Ulubieniec numer 6:

Starbucks Coffee


Do Starbucksa trafiałam często, gdy byłam we Wrocławiu u lekarza, bądź na wyjeździe np. w Warszawie lub w Pradze.
Według mnie nie chodzi tu tylko o "prestiż" chodzenia tam, bo to modne, a faktycznie możliwość wypicia smakowitej kawy w stosunkowo dobrej cenie. Atutem na pewno staje się szeroki wybór kaw. We wrześniu trafiłam do Starbucksa 3 razy i każdy raz wiąże się z innym miejscem, wydarzeniem.
Moje ulubione napoje:
1. Caramel Macchiato

2. Frappuccino Strawberies and Cream



I to tyle, jeśli chodzi o wrzesień.. Mam nadzieję, że post Wam się podobał. Będzie mi miło, jeśli pozostawicie po sobie komentarz. :) Czekajcie na kolejne posty, a w między czasie zapraszam na:
Snapchata - kotnaxxx