Bardzo mi przykro, że tak długo mnie tu nie było, ale niestety w ostatnich paru tygodniach byłam niesamowicie zajęta. Spowodowało to brak kilku postów, które zaplanowałam.
Najprawdopodobniej jutro pojawi się post związany z prezentami świątecznymi. Nie będę dodawać Kartki z pamiętnika, bo tak naprawdę nic specjalnego nie miało miejsca.
Tymczasem mamy ostatni dzień roku 2016, tzw. Sylwester. Z tej okazji chciałabym złożyć Wam życzenia z okazji nadchodzącego 2017 roku.
Życzę Wam:
♥ dużo zdrowia,
♥ dużo szczęścia, bo jak to czytałam: ludzie na Titanicu zdrowie mieli, tylko szczęścia im zabrakło.
Hej :)
Dzisiejszy post dotyczy czegoś tak cudownego, jak mikołajkowe prezenty!
Pierwszy Mikołaj dotarł do mnie już 21 listopada. Była nim kuzynka, która akurat była w Polsce. :) Dzięki temu mogła do nas przyjechać i wręczyć zarówno nam, jak i rodzicom prezenty.
W paczuszce, która była starannie zapakowana, znalazłam idealne rzeczy dla siebie.
Cudowna piżamka z Myszki Miki. ♥ Została kupiona w C&A, co można wywnioskować z metki, haha. :D
Spodnie mają długie nogawki i ściągacze na dole, czyli coś, co uwielbiam we wszelkich spodniach dresowych. Bluzka również jest z długim rękawem i także ma ściągacze, więc dla mnie genialnie. Piżama jest idealna na zimne jesienne noce, a także te zimowe, bo sprawdza się świetnie.
Kolejnymi rzeczami w paczce były cudowne, cieplutkie skarpetki. Znalazły się także w poście o ulubieńcach listopada. Jeszcze nie założyłam, bo mega mi szkoda, hahah :D
Czerwone skarpety z kociakami mają pod spodem napis Merry Christmas, czego nie widać na zdjęciu.
Nie mogło oczywiście zabraknąć także słodyczy. ;)
W bucie można znaleźć miniaturowe M&M's oraz, np. marsy, snickersy itp.
Kalendarz adwentowy z Milki jest świetny! W końcu nie jest to kalendarz za 5 zł, którego czekolada ma smak takiej najtańszej dostępnej odmiany. Te czekoladki mają smak. Codziennie otwieram kolejne okienka na snapchacie :)
Kolejnym Mikołajem była moja siostra, która wręczyła mi prezent już dzień później.
Podarowała mi perfumy, które strasznie spodobały mi się, gdy pierwszy raz je powąchałam w katalogu Avonu. A Ana w tajemnicy po cichaczu dodała je do zamówienia. :D
Wczoraj, w dniu prawdziwych Mikołajek miałam okazję być we Wrocławiu na wykładach w ramach Wszechnicy Teatralnej. W czasie wolnym poszłyśmy do księgarni tanich książek, który jest dosłownie obok. Można znaleźć tam naprawdę fajne tytuły w niskich cenach. No i znalazłam sama dla siebie prezent - książkę o Metallice.
Do zestawu oczywiście dorzuciłam kilka paczek naklejek Fantastyczne Zwierzęta i Jak Je Znaleźć. Pasja z dzieciństwa wróciła!
To tyle :) Może nie znalazło się tu nic wspaniałego, ale pomyślałam, że ten post może troszkę pomóc niektórym przy wymyślaniu prezentów świątecznych :)
Zachęcam do kontaktu ze mną. Możliwości są opisane dokładniej na stronie Kontakt.
Tymczasem zapraszam także na moje social media: Facebook Instagram Twitter Ask.fm
Mamy 30 listopada, więc nadszedł czas na ulubieńców miesiąca. :)
Listopad był dość dziwnym miesiącem... Taki zabiegany, zero wolnego czasu. Mam nadzieję, że grudzień będzie lepszy, szczególnie, że zbliżają się... święta! ♥
Ulubieniec numer 1:
Ciepłe skarpetki
Najlepsza rzecz, jaką można posiadać oraz dostać w okresie jesienno-zimowym. Takowe skarpetki towarzyszą mi zarówno w dzień, jak i w nocy. Stosunkowo do potrzeb mam ich bardzo mało, nad czym mega ubolewam... :(
Ulubieniec numer 2:
Café Latte - French Macaroni
Kawa była dostępna przez jakiś czas w Biedronce za ok. 4 zł. Stosunkowo do tego, że sypałyśmy na jedną porcję od 4 do 6 łyżeczek, kawa okazała się niesamowicie wydajna.
Smak był cudowny ♥ Osobiście piłam tą kawę z mlekiem oraz 2/3 łyżeczkami cukru.
Ulubieniec numer 3:
Książki
Czytanie książek w tym miesiącu sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. Było świetnym wypełniaczem czasu, który spędzałam w drodze do szkoły, na przerwach oraz w drodze powrotnej.
Zachęcam do zobaczenia mojego profilu na portalu Lubimy Czytać :)
Ulubieniec numer 4:
Justin Bieber
Jak wiecie, lub też nie, w tym miesiącu byłam na koncercie Justina w Polsce. Muszę przyznać, że jego muzykę lubiłam zawsze, mimo, iż na co dzień słucham zazwyczaj mocniejszego brzmienia. Teraz jednak po koncercie polubiłam go jeszcze bardziej, bo zauważyłam coś bardzo ważnego - Justin na żywo jest uroczy, uczuciowy, radosny, szczery. To naprawdę genialna osoba na żywo. :)
Dorzucam jeszcze kilka najlepszych jego kawałków z ostatnich lat wg mnie:
Ulubieniec numer 5:
Kaba
Smakowe mleko zawsze było dla mnie czymś przepysznym! Wyjątek stanowiło mleko czekoladowe, no ale...
Kaba to proszek, który wsypuje się do mleka, a on nadaje napojowi dany smak. Na zdjęciu są pokazane 4 warianty smakowe - truskawkowy, waniliowy, malinowy i bananowy. Jedyny, którego jeszcze nie próbowałam to malinowy, lecz zważając na tym, że reszta jest przepyszna to nie sądzę, iż na tym smaku mogę się zawieść :D
Szczerze powiem, że nie wiem czy Kaba jest dostępny w Polsce. Mnie przywozi kuzynka, więc nawet w Polsce się za tym nie rozglądałam ;)
Zapraszam Was na moje social media oraz zachęcam do pozostawienia komentarza, a także do kontaktu ze mną :) Więcej informacji znajduje się w zakładce Kontakt na górze strony :)
Cześć!
Dzisiejszy post jest dość specyficzny, ponieważ odnosi się do koncertu Justina Biebera, który odbył się w Polsce, a dokładniej w Krakowie, 11 listopada. Koncert został zorganizowany przez Prestige MJM, ale o całej organizacji będzie później.
BILETY
Koncert został ogłoszony pod koniec ubiegłego roku i od razu zaczęła się sprzedaż biletów. W tamtej chwili nie miałyśmy jednak możliwości ich kupienia, więc spokojnie zbierałyśmy pieniądze, aby kupić je później. Dopiero pod koniec października - 2 tygodnie przed koncertem - udało nam się kupić bilet na płytę A. Przepłaciłyśmy totalnie, ale Ana była mega szczęśliwa, że w ogóle jedzie! Po kilku dniach okazało się, że stać nas na lepsze bilety... I zaczęło się szukanie osób, które sprzedawały Golden Circle. Udało się, kupiłyśmy. Gorsza część całej akcji to sprzedaż płyty A. Prestige zaczęło robić wrzuty biletów na oficjalną stronę. Mimo to znalazły się dwie dziewczyny, które chciały kupić nasze bilety i w środę (dwa dni przed koncertem) obydwie miały już bilety. :D
PRZYJAZD DO KRAKOWA
Do Krakowa pojechałyśmy już w środę, 9 listopada. Zatrzymałyśmy się w świetnym apartamencie HappyGuests. Na miejscu byłyśmy już popołudniu, więc przeszłyśmy się jeszcze tylko na Rynek i wróciłyśmy, aby się spokojnie wypakować.
Następnego dnia zrobiłyśmy dzień zwiedzania. Poszłyśmy na Rynek, Wawel oraz na Kazimierz.
W listopadzie na Wawelu można obejrzeć wystawy za darmo. Bilet można odebrać normalnie w kasie biletowej. Jednakże w ten bilet nie wchodzi sama katedra, dzwon Zygmunta i muzeum. Bałyśmy się, że bilety do katedry będą kosztować ok. 20 zł za osobę, ale okazało się, iż bilet ulgowy to koszt 7 zł, a z audio-przewodnikiem 12 zł, więc super. Zwiedzanie z przewodnikiem zajęło nam ponad 2 godziny, a za taką cenę to naprawdę bardzo długo.
Dziedziniec
Dzwon Zygmunta
Ostatnie zdjęcie grobu Pary Prezydenckiej w tej postaci.
Po wizycie na Wawelu udałyśmy się na stare miasto z celem poszukania jakieś restauracji, aby zjeść obiad. I tak oto trafiłyśmy do niewielkiego lokalu z typowo polskim jedzeniem na ul. Grodzkiej.
Następnie ruszyłyśmy w stronę Kazimierza. Zaczynało już być szaro... To chyba najgorsze, co jest w jesienno-zimowej aurze. Sądziłyśmy, że zjemy te legendarne kazimierskie zapiekanki, lecz gry ostatecznie dotarłyśmy nie miejsce, uznałyśmy, że po obiedzie nie mamy już siły na nic więcej, hahaha. :D Tak więc obeszłyśmy Plac Nowy z 2 razy i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Jednakże najpierw odwiedziłyśmy bardzo ciekawe miejsce, jakim jest Waflik. Takich kompozycji gofrów to jeszcze nigdy nie widziałam! Sama wzięłam sobie gofra z bitą śmietaną, piankami marshmallow, żelkami oraz polewą toffi. Natomiast Ana miała z bitą śmietaną, marshmallow, oreo, posypka. Najlepsze w tych gofrach jest to, że są one... podzielone na kwadraciki, co zdecydowanie ułatwia jedzenie.
Wracając poszłyśmy jeszcze na kawę do Starbucksa i jedno muszę stwierdzić - Kraków nocą jest przepiękny.
DZIEŃ KONCERTU
Wszyscy wcześniej pisali, że będą tam nocowali, albo, że będą czuwać od samego rana. W momencie, gdy miałyśmy jeszcze płytę A, naprawdę się tego przestraszyłyśmy. Jednak w momencie, gdy otrzymałyśmy Golden Circle nie było to takie straszne, bo domyślałyśmy się, że ludzi nie będzie tak dużo jak na płycie. Stosunkowo się nie myliłyśmy...
Pod Tauron Arenę pojechałyśmy dopiero ok. 13. Ustawiłyśmy się w kolejce na górze, w której było zdecydowanie mniej osób. W kolejce poznałyśmy trzy genialne dziewczyny, Amelię, Karolinę i ... no właśnie. Nie pamiętam trzeciego imienia, ale dziewczyny - pozdrawiam! :D
W pewnym momencie czekania pod naszymi nogami znalazł się duży, ciepły czarny kocyk. Nikt nie chciał się do niego przyznać, więc go przygarnęłyśmy. Z perspektywy czasu uważam, iż to była bardzo dobra decyzja, gdyż później kocyk uratował nas przed chłodem i deszczem. Ok. 17 uznałyśmy, że usiądziemy w spokoju na ziemi i będziemy dalej czekały aż do otworzenia bramek. Niedługo nacieszyłyśmy się tym spokojem. Nagle zaczął się karambol, który trwał ponad 2 godziny.
Ludzie zaczęli się pchać do bramek... Stado dziczy za nami zaczęło pchać się do przodu. Ścisk był okropny! Żadne słowa nie opiszą tego, co tam się działo. Kilka tysięcy ludzi od tyłu pchało się na nas... Wytworzył się taki ścisk, że dziewczyny masowo mdlały, bo jeśli były niższe nie było szansy aby złapały powietrze! Ochroniarze najpierw się śmiali, a później już po prostu nie umieli nad tym zapanować. Ktoś wezwał nawet policję, ale i to nic nie dało. W pewnym momencie ochroniarze wpuszczali po 5-10 osób co 20 minut! To było nierealne, aby połowa tych ludzi weszła na początek koncertu samego Justina. Nie wspominam już o tym, że przed Justinem były jeszcze dwa supporty... Czym bliżej byłyśmy wejścia, tym więcej przeszkód nas spotykało. Okazało się, że trzeba było przeskakiwać przez barierki. Wyobraźcie to sobie: kilka tysięcy ludzi pcha się na ciebie, a ty masz przejść przez bramki. Ludzie pchali się tam, mimo, że po prostu nie było tam już miejsca...
To, co się tam działo przez 2 godziny już nie potrafię dokładniej opisać: ścisk, omdlenia, dzicz. Paranoja.
Do szatni weszłyśmy już przed 20. Kolejny absurd: płacić kilka setek za bilet i dodatkowo musisz zapłacić 3 zł za kurtkę itp., 10 zł za torebkę, a najlepsze - za zgubienie numerka - 20 zł. Porażka totalna.
Na halę weszłyśmy na ostatnią piosenkę drugiego supportu. Strasznie trudno było się dostać do Goldena. Musiałyśmy przeciskać się koło ludzi, bo nie było normalnego przejścia... Trzeba było się drzeć, że mamy GC, bo inaczej myśleli, iż po prostu chcemy zająć miejsca na początku płyty. Ochroniarz nas wręcz wciągnął na GC, bo człowieki w ogóle nie myślały. -.-
Na GC dostałyśmy się na drugą piosenkę Justina.
KONCERT
Już na wstępie muszę to przyznać - Justin robi niesamowite SHOW. Koncert był przepiękny... Akcje, które wymyślili i rozprzestrzenili na Twitterze spowodowały, że Justin kilka razy płakał.
♥ na What Do You Mean? świeciliśmy glow stickami.
♥ na Purpose wyciągnęliśmy kartki z napisem My purpose is... . Justin siedział na scenie i czasami zacinał się przy śpiewaniu, bo płakał czytając treść kartek...
♥ na Life Is Worth Living wszyscy zrobili serduszka z dłoni!
♥ po Sorry wszyscy klaskali
Najważniejsza akcja - utrzymać ciszę, gdy Justin chce mówić. Na którymś koncercie strasznie zdenerwował się na fanki, które tylko piszczały, gdy mówił... On naprawdę mówił piękne rzeczy, więc staraliśmy się mu nie przeszkadzać. W pewnym momencie wręcz nas poprosił o pisk, bo nie wierzył, że można być tak cicho! :D
Serce wszystkich rozbiło jak perfekcyjnie powiedział Kocham Was. To było tak niesamowicie urocze, że nawet, gdy sama nie jestem Belieber to naprawdę zrobiło mi się cieplutko na sercu. Słodkie było, gdy zamiast Tosia powiedział Cosia. To było słodziutkie! ♥
Mimo, że Justin był na scenie 2 godziny to przez ten czas czekania oraz to, co się działo przy bramkach, dla mnie to było 5 minut.
POWRÓT DO DOMU
Do domu wracałyśmy o 15:15 w sobotę. Do tego czasu poszłyśmy ostatni raz się przejść na Rynek. Później zabrałyśmy walizkę i poszłyśmy w stronę Galerii Krakowskiej. Tak też zakończył się nasz 4-dniowy, cudowny pobyt w Krakowie.
Jeśli post Ci się podobał to pozostaw po sobie komentarz. Zapraszam także na moje social media:
Dziś post dość nietypowy, bo opowiem Wam o pewnym chłopaku, a wręcz mężczyźnie, który nieświadomie stał się dla mnie ważnym przyjacielem...
Patryka "poznałam" 17 września 2013 roku. Był pierwszą osobą, która pokazała mi GTA V. Przeżyłam dzięki niemu cudowną przygodę z tą cudowną grą, Michaelem, Trevorem, Franklinem. Pamiętam, że zaczęłam powoli zadawać mu pytania na Asku... Odpowiedział raz, odpowiedział drugi raz - byłam strasznie szczęśliwa, bo wiedziałam, że ma niezły natłok pytań. Coraz częściej "rozmawialiśmy" poprzez Aska, czasami na Facebooku. Szybko wkręciłam się w klimat gier na konsole, mimo, że konsoli nigdy nie miałam. Dużo czasu spędzałam na streamach Patryka, oglądając jego filmiki... W pewnym momencie zaczęliśmy mieć bardzo dobry kontakt, a takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.
Dosyć przełomowym momencie zadałam pytanie na Asku do kolejnego odcinka Zapytaj Yojiego. Moje pytanie pojawiło się jako pierwsze w filmiku! Do tego Patryk pamiętał moje imię, co strasznie mnie zaskoczyło, ale byłam szczęśliwa :)
W pewnym momencie na Asku wyszły bardzo ciekawe teorie - a może jestem... a) kochanką Patryka b) koleżanką c) siostrą d) kuzynką
Wybraliśmy opcję c. Od tej pory stałam się legendarną siostrą Patryka. I wiecie co? Strasznie mi się to podobało. :)
Wtedy zaczęliśmy mieć jeszcze lepszy kontakt! Dużo korespondowaliśmy. Rozmawialiśmy o życiu, o naszych planach na przyszłość. Patryk może wręcz nieświadomie do końca zaczął mnie bardzo wspierać. W trudnym dla mnie czasie po prostu był... Odpisywał na moje wiadomości, poniekąd dodawał otuchy w tym wszystkim. Do dziś wspominam rozmowę, gdy nagle wyznał mi, że zawsze chciał mieć młodszą siostrę, a tu nagle się taka pojawiła! Nawet teraz, po ponad 2 latach, gdy przypominam sobie tamtą rozmowę uśmiecham się na samo wspomnienie. Odpisałam wtedy, że zawsze chciałam mieć starszego brata. Tak, chciałam. I miałam choć przez chwilę...
Jako jedyna osoba pamiętał, że 6 czerwca mam imieniny. Złożył mi cudowne życzenia, a ja ze szczęścia po prostu płakałam. Nigdy się o tym nie dowiedział...
Uznał mojego ex za dupka i idiotę.
Wspierałam go przy pracy magisterskiej! Doceniał to, naprawdę. Starałam się go motywować do pracy, aby dał z siebie wszystko :)
Dzięki niemu poznałam dwa wspaniałe utwory, których do dnia dzisiejszego słucham i zawsze powtarzam - Patryk mi je pokazał.
Po wycieczce do Pragi obraził się na mnie (oczywiście w żartach), że nie kupiłam mu... Krecika! Hahaha :D
W pewnym momencie nasz kontakt się urwał... Nawet nie zauważyłam kiedy. Później zmieniłam konta i niekoniecznie kojarzył mnie po nowym nicku. Zaczęło mnie to boleć, że nie miałam czasu na utrzymanie tej "przyjaźni"!
Wiecie co jest najgorsze w tym wszystkim? Że my naprawdę jesteśmy podobni... jak prawdziwe rodzeństwo. :)
- lubimy takie same pizze - ser, szynka, pieczarki
- preferujemy te same modele samochodów - np. BMW X6 M
- gustujemy w podobnym typach filmów
- uwielbiamy te same gry - chociaż czasami coś się nie zgadza ;)
- oboje mamy ciemne włosy i ciemne oczy ♥
- nawet chcieliśmy razem jechać do Prypeci :D
Dlaczego ten post pojawia się dziś?
Dziś są 25. urodziny Patryka.
Patryku, braciszku, życzę Ci:
- więcej pieniędzy na gry, konsole i części do komputera,
- dużo szczęścia!
- jeszcze więcej miłości od Karoliny (choć wiem, że masz jej już baaaardzo dużo) ♥
- wspaniałych przyjaciół
- wyprawy z siostrą do Prypeci :D
- mniej nerwów
- więcej czasu dla siebie (żebyś się znów nie zaniedbał, jak kiedyś - tak pamiętam!)
Dzisiejszy post będzie odnosił się do jednego z moich hobby - muzyki, a dokładnie o moim ukochanym zespole. W obecnych czasach ludzie słuchają aktualnie popularnych gwiazd lub klasycznych, starych zespołów oraz artystów. Zaliczam się do tej cudownej drugiej grupy, choć nie poniżam tu grupy pierwszej, gdyż czasami i muzyki takich gwiazd się słucha.
To właśnie zespołu Dżem będzie tyczył dzisiejszy post.
Moja przygoda z tymże zespołem rozpoczęła się na feriach w 2011 roku. Przed samymi feriami pani z muzyki zadała nam następujące zadanie - przerobić znany utwór na piosenkę o Złotoryi, gdyż właśnie w tamtym roku przypadało 800-lecie miasta. Za zadanie zabrałam się wraz z moją ówczesną przyjaciółką - Agnieszką. To ona zaproponowała (wtedy jeszcze przez GG, hahaha), abyśmy wykorzystały utwór Dżemu - Whisky.Miałam zająć się przerobieniem tekstu, a ona miała nauczyć się grać ten utwór na gitarze.
Naprawdę uporczywie starałam się cokolwiek wymyślić... Słuchałam tego kawałka minimum 20 razy. I wtedy nastał ten moment - TAKIEGO utworu po prostu nie można przerabiać. Tak też zaczęłam go słuchać nadal, lecz tylko dla siebie. Powoli klikałam w kolejne utworu, takie jak Czerwony jak cegła, Paw, Jesiony... i moja miłość zaczęła rosnąć. Po kilku tygodniach utwory z Ryśkiem Riedlem były dla mnie czymś oczywistym. Następnie wgłębiałam się w działalność Dżemu z Maćkiem Balcarem. Czasy Jacka Dewódzkiego omijałam łukiem, nie potrafiłam po Ryśku wyobrazić go sobie na miejscu Riedla śpiewającego chrypliwie cudowne utwory Artysty. Wiadomo, było kilka kawałków, których słuchałam, np. Zapal świeczkę. Mało tego było...
Miesiące mijały i nastał piękny dzień - 10 grudnia 2011 roku - pierwszy mój koncert Dżemu. Odbył się w Legnicy w OSiR. Stałam pod samymi barierkami! Najcudowniejsze wspomnienie tego dnia? Moment, w którym Beno Otręba przybił mi piątkę, gdy przeszedł przed barierkami! Dopiero po kilku chwilach uświadomiłam sobie co się naprawdę stało...
Kupowałam kolejne plakaty, płyty, książki... Całe moje życie kręciło się wokół Dżemu. Pamiętałam wszystkie daty urodzin, rodziny, WSZYSTKO. Nawet ulubionych aktorów, filmy itd. Fanatycznie ich kochałam. Marzyłam o spędzeniu z nimi wspólnie dnia, gdy skończę spokojnie 18. lat... Aby móc usiąść przy piwku, porozmawiać, pośmiać się, pożartować. Naprawdę to było moje marzenie... Może do dziś jest ukryte gdzieś w serduszku ♥
W połowie lutego 2012 jak zawsze czekałam pod salą od matematyki (czasy podstawówki), gdy nagle z niej wyszedł wspaniały nauczyciel, którego zapamiętam do końca życia - p. Kajetan Kukla, którego z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam! Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
K.K.: Który gitarzysta Dżemu ma s w nazwisku?
Ja: *mega dezorientacja*
K.K.: Tak, tak. Styczyński.
Ja: No tak, wczoraj miał urodziny.
K.K.: A chcesz go poznać?
Ja: *szok, niedowierzanie, łzy w oczach* Pewnie!
I tu powiedział mi, że odbędzie się Jam Session z Jurkiem Styczyńskim i może mnie wprowadzić za kulisy, będę mogła porozmawiać, zdjęcie sobie zrobić. Wyszło, jak wyszło, za kulisy nie poszłam, ale zdjęcie mam! Hahah :D
10 sierpnia 2012 roku pojechałam na kolejny koncert - tym razem na Polish Bike Week w Karpaczu. Wykupiłam specjalną koszulkę, aby móc wejść do "strefy VIP". Znów stałam pod samą sceną, a gdy Maciek podjechał na Harleyu miałam dosłownie metr do niego. Byłam taka szczęśliwa! Wtedy na koncercie towarzyszył mi wspomniany wyżej p. Kajetan. Pamiętam do dziś, gdy dodał na Facebooka zdjęcie plakatu imprezy i napisał mniej więcej: "tak blisko, a tak daleko". Napisałam wtedy w komentarzu, że jadę na ten koncert z ojcem. I wtedy wpadłam na ten szalony pomysł - szybko zadzwoniłam do ojca i zapytałam czy p. Kukla może z nami pojechać. Gdy się zgodził napisałam do p. Kajetana. :) Wtedy dodał komentarz "może dzięki dobrym ludziom nie tak daleko". Pamiętam, że jak jechaliśmy do Karpacza to w radiu leciał jeden utwór Dżemu, a gdy wracaliśmy to drugi. Przeznaczenie, hahah :D
Mój trzeci, i jak na razie ostatni, koncert całego zespołu miał miejsce w lipcu 2014 roku podczas Lwóweckiego Lata Agatowego. Wtedy właśnie dostałam coś, czego strasznie chciałam - wspólne zdjęcie z Benem Otrębą, Jasiem Borzuckim oraz Jurkiem Styczyńskim. Nie złapałam reszty, szkoda..
W styczniu 2015 roku pojechałam na solowy koncert Maćka Balcara. Cała akcja była niesamowita! Zobaczyłam o koncercie we Wrocławiu, który był koncertem inauguracyjnym całej trasy, chciałam pojechać, ale nic się nie odzywałam... W pewnym momencie coś mnie tknęło i weszłam na stronę z biletami. Co chwilę zarezerwowane były dwa miejsca w różnych częściach sali. Siostra słabo ukryła całą akcję z biletami, bo i znalazłam potwierdzenie, i wiedziałam, że poszła po bilety... Ale gdy szłyśmy do babci w Wigilię, Ana próbowała mi wmówić, że biletów nie ma. Niby nie uwierzyłam, lecz w środku zrobiło mi się przykro. Usiedliśmy przy stole, rozdają prezenty. Otwieram swój i nie ma go.. Zrobiło mi się przykro, Ana spojrzała na mnie i mówiłam, że nie ma. Przytaknęłam... i wtedy... siostra wyciągnęła kopertę, a ja się popłakałam ze szczęścia!
Koncert był niesamowity! Kupiłam także nową płytę i... zrobiłam sobie zdjęcie z Maćkiem ♥
Obejrzałam także wszystkie dostępne filmy o zespole, jak i samym Ryśku Riedlu. Po kilka razy. Może kilkanaście...
Bardzo żałuję, że post nie może zostać opatulony w piękne zdjęcia, ale połowa z nich zaginęła... To okrutne :(
Dżem stał się moim życiem, miłością, uzależnieniem. To nigdy nie przeminie, lecz teraz się po prostu opakowałam i przystopowałam.
Na koniec przedstawię Wam moje ulubione utwory:
Zapraszam Was do pozostawienia komentarza oraz na moje social media: Facebook Instagram Twitter Snapchat - kotnaxxx
Dzisiejszy post to ponownie recenzja książki. Ostatnim razem post nie cieszył się dużą popularnością, dlatego też chce spróbować jeszcze raz, a jeśli pomysł recenzji Wam się nie podoba to po prostu napiszcie w komentarzu.
Czy wiesz, że Cię kocham? to kontynuacja serii Blue Jeans Piosenki dla Pauli. Książka została wydana w Polsce już 6 miesięcy po premierze pierwszej części, 7 listopada 2012 roku.
DANE KSIĄŻKI
Tytuł:Czy wiesz, że Cię kocham?
Autor: Blue Jeans
Tłumaczenie: opracowanie zbiorowe
Język oryginalny: hiszpański
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 528
Data premiery: 07.11.2012 r.
BOHATEROWIE KSIĄŻKI
Pierwszoplanowi:
Paula - główna bohaterka, 17-letnia uczennica szkoły średniej.
Alan - bogaty nastolatek z Francji
Angel - 22-letni dziennikarz, teraz w związku z Sandrą, córką szefa.
Sandra - młoda dziennikarka, dziewczyna Angela
Drugoplanowi:
Miriam - przyjaciółka Pauli
Armando - chłopak Miriam
Diana - przyjaciółka Pauli, dziewczyna Mario
Mario - młodszy brat Miriam
Cris - przyjaciółka Pauli
Irene - przyrodnia siostra Alexa
Alex - młody pisarz
Katia - różowo włosa piosenkarka
OPINIA
Poprzez to, że byłam niesamowicie ciekawa, co się wydarzy w tej części, czytałam ją maksymalnie tydzień.
Czas wydarzeń ma miejsce 3 miesiące po części pierwszej, ale wydarzenia aktualne są przeplatane z tym, co się działo w kwietniu. Życie Pauli całkiem się zmieniło. Nie spotyka się już z Angelem, który aktualnie jest w związku z córką swojego szefa, Sandrą. W życiu Pauli pojawia się zuchwały Alan, którego dziewczyna po prostu nie znosi. Diana z Mario tworzą skomplikowany związek, któremu szczególnie pomaga stan nastolatki.
Akcja rozgrywa się w ciągu dosłownie paru dni, ale chwila nieuwagi i można się naprawdę pogubić w całej sytuacji.
Książka kończy się całkiem dla mnie niespodziewanie. Nie wiem, czy w pewnym momencie wystąpił błąd tłumaczenia czy po prostu autor celowo pominął ważne kwestie, aby napisać o nich w części trzeciej.
Nie chcę tutaj nikomu spoilerować, więc trudno napisać cokolwiek więcej, bo cała książka nawiązuje również do części pierwszej, której pewnie dużo osób również nie czytała.
Ocena ogólna: 9/10
Zapraszam do pozostawienia komentarza, odwiedzenia moich social media:
Hej :)
Witam ponownie na moim blogu. Dziś kolejny post z serii ulubieńców.
Październik to chyba miesiąc, który najmniej lubię. Złapało mnie choróbsko, a przez nie straciłam tydzień życia. Masakra... :(
Ulubieniec numer 1:
Gra mobilna Cat Room
Gra podbiła moje małe serduszko! Tyle kotków w jednym miejscu i w dodatku wszystkie są moje. :3 Gierka polega właśnie na opiekowaniu się kotami oraz gramy w mini grę, która jest strasznie podobna do wszystkich tych Candy Crush Saga itp.
Ulubieniec numer 2:
Czekolada Schogetten Raspberry Cheesecake
Uwielbiam czekolady Schogetten, szczególnie Yoghurt - Strawberry, ale ta czekolada jest niesamowicie pyszna! W nadzieniu są fajne kawałki malin, które dodają cudownych odczuć przy jedzeniu :)
Ulubieniec numer 3:
Aplikacja Plan Lekcji 2
Aplikacji tej używam od ok. półtora miesiąca. Na początku służyła mi jedynie jako dobry plan lekcji, który miał odpowiedni dla mnie widżet. W pewnym momencie postanowiłam skontaktować się z twórcą tejże aplikacji, aby zaproponować mu kilka urozmaiceń. W ten sposób, np. wprowadzono rubrykę egzaminów. Z tego co wiem autor zamierza wprowadzić jeszcze kilka ulepszeń, więc w 100% polecam!
Ulubieniec numer 4:
Aplikacja Szybki budżet
Aplikacja, jak sama nazwa wskazuje, pomaga nam w kontrolowaniu własnych wydatków oraz dochodów. Osobiście uwielbiam takie zorganizowania, więc cieszę się, że znalazłam tą aplikację.
W aplikacji możemy prowadzić swoje budżety (czyt. coś w rodzaju skarbonek, gdzie ustalamy cel i robimy transakcje pomiędzy kontami), mamy możliwość posiadania kilku "kont", np. portfela, konta bankowego (ja mam jeszcze kartę Starbucks oraz oszczędności). W przypadku wersji pro dochodzi nam nielimitowe budżety, konta, brak reklam oraz możliwość otrzymania raportu miesięcznego na komputer. Tak więc bardzo poważnie zastanawiam się nad wykupieniem rozszerzonej wersji, bo jest to jednorazowa opłata, a ja lubię korzystać z takich rzeczy.
Koniec tego dobrego na dziś!
Zachęcam do pozostawienia komentarza oraz zapraszam na moje social media:
Witam Was ponownie, bądź też pierwszy raz na moim blogu. :) Dziś sobie trochę ponarzekam, bo dlaczego nie? Coś w tym stylu już się tu pojawiło niegdyś, a mianowicie post o kupowaniu online w Matrasie [KLIK]. Był to nawet jeden z popularniejszych postów na tym blogu, patrząc oczywiście na liczbę wyświetleń. Tym razem ponarzekam na (chyba) najbardziej znany sklep internetowy z książkami, płytami itd., itd., czyli Empik.
Problem mój z empik.com nie polega na samym fakcie kupowania, dostarczania, lecz konkretnie denerwuje mnie przedsprzedaż.
Co to właściwie jest przedsprzedaż?
Z pozoru definicja tego słowa jest banalna. Przedsprzedaż - sprzedaż czegoś przed wyznaczonym terminem rozpoczęcia się czegoś. W przypadku Empika jest to możliwość kupienia czegoś, nim dany produkt będzie miał premierę.
I tu zaczynają się schodki.
Osobiście rozumiem przedsprzedaż także jako możliwość posiadania danej rzeczy WCZEŚNIEJ niż pozostali potencjalni klienci. Oczywiście, nie oczekuję, że dostanę, np. książkę miesiąc przed premierą, bo to po prostu nierealne. Jednakże dzień lub dwa dni to wcale nie jest tak dużo.
Problem u mnie z przedsprzedażą pojawił się dotychczas dwukrotnie. Pierwszy raz zamawiałam najnowszą płytę Justina Biebera Purpose, która swoją premierę miała 13 listopada 2015 roku. Zapłaciłam więcej za wersję Deluxe niż kosztowała w dniu premiery, abym mogła ją dostać przedpremierowo. Przewidywany termin dostarczenia? 14-17 listopada. No i co to ma być?! Zamawiam PRZEDPREMIEROWO, płacę WIĘCEJ, a dostaję... PÓŹNIEJ. Dla mnie to totalny bezsens. Nie po to płacę więcej, zamawiam, aby setki osób mogły pójść w dniu premiery i kupić ot tak sobie płytę taniej. Coś tu nie gra.
Drugi taki przypadek miał miejsce teraz. Siostra zamówiła w lipcu (!) dla mnie Harry Potter i Przeklęte Dziecko. Zapłaciła ponad 5 zł więcej, aniżeli książka kosztowała w dniu premiery. Problem pojawił się w momencie, gdy premiera się odbyła, a maila lub smsa z "zaproszeniem" po odbiór... brak. Instynktownie poszłyśmy akurat do Empika, aby zapytać czy przesyłka aby nie przyszła. Co się okazało? Oczywiście, była. No cóż, wystąpił błąd, ale najbardziej zdenerwowała mnie jedna, jedyna naklejka na paczce...
Przecież to jest aż śmieszne... Nie mogę odebrać paczki wcześniej, niż w dniu premiery, gdy już wszyscy inni mogą kupić to samo w dodatku taniej.
Zamówiłam teraz także w przedsprzedaży książkę RLM - Tajniki DIY. Premiera jest 9 listopada, a moja paczka będzie u mnie 10-14 listopada. HA HA.
Podsumowanie:
Przedsprzedaż to przedsprzedaż. Kupuję wcześniej, dostaję wcześniej, a nie w dzień premiery, gdy wszyscy mogą to już kupić, w dodatku taniej niż ja zapłaciłam w przedsprzedaży. Nad tym trzeba płakać...
Ech, no cóż. Ja czekając na kolejne przesyłki odsyłam Was na moje social media i zachęcam do pozostawienia komentarzy oraz oczekujcie na kolejny post! ♥
Dzisiejszy post dotyczy koncertu The Vamps, który odbył się 30 września w Krakowie. Relacja z całego wyjazdu odbyła się także na moim Snapchacie, na który bardzo serdecznie zapraszam :)
O koncercie dowiedziałyśmy się z siostrą na początku września. Cena biletów była atrakcyjna, więc uznałyśmy, że fajnie będzie tam pojechać, szczególnie, iż Angelika nigdy nie była w Krakowie. Osobiście byłam tam około 5 lat temu na wycieczce szkolnej. Wiele wspomnień zwiedzanych obiektów, informacji, tras pozostało mi w głowie, przez co mogłam być takim skromnym "przewodnikiem". :)
Bilety dostałyśmy w połowie września, więc przez resztę czasu spoczywały sobie w jednym miejscu z potwierdzeniem podróży.
Nasza podróż rozpoczęła się o godzinie 6:30, gdy ze Złotoryi pojechałyśmy do Wrocławia. We Wrocławiu byłyśmy przed 9, więc do odjazdu Polskiego Busa do Krakowa miałyśmy troszkę więcej niż godzinę. Poszłyśmy na Dworzec Główny do Starbucksa. Zamówiłam wówczas Caramel Macchiato, a Ana Pumpkin Spice Latte. Po złożeniu zamówienia siostra poszła jeszcze do McDonalda po śniadanie (ciekawe co wybrałam, hahaha). Godzina minęła bardzo szybko i trzeba było iść w miejsce odjazdu autobusu. Nim jednak autobus podjechał miałyśmy chwilę, aby obejrzeć wystawy pobliskich kiosków i wtedy Ana zobaczyła coś, co chciała już od jakiegoś czasu... maskotkę Nocnej Furii z "Jak Wytresować Smoka". Tak, kupiłam go. :D
O 10 planowo odjechaliśmy z przystanku i ruszyliśmy w drogę do Krakowa. Teoretycznie podróż miała trwać 3 godziny i 15 minut, ale podróż przedłużyła się do 4 godzin. Jednak wszystkie bramki na autostradzie spowalniają nieco płynną jazdę.
O 14 byłyśmy już na Dworcu Autobusowym przy Galerii Krakowskiej. Tylu ludzi w jednym miejscu, bez większej przyczyny dawno nie widziałam... Uroki życia w wielkim mieście! Dostanie się do toalety w tejże galerii graniczyło z cudem, więc się po prostu poddałam. Zjadłyśmy jedynie prowizoryczny obiad i ruszyłyśmy w stronę naszego apartamentu. Gdy tylko do niego weszłyśmy, pierwsze co zrobiłyśmy, to zwróciłyśmy uwagę na piękny widok za oknem. Prosto z okna miałyśmy widok na wierzę Wawelu. Niestety po podróży byłyśmy tak zmęczone, że padłyśmy na łóżko wykończone... Tak oto przespałyśmy ok. 2 godzin. Mimo, że o 18 otwarto bramki, uznałyśmy, iż na koncert pojedziemy dopiero przed supportem. Tak więc do tej godziny poszłyśmy na małe zakupy do Biedronki.
Zasadnicza sprawa, którą zauważyłam już na samym początku, to to, że w Krakowie prawie nie istnieją przejścia dla pieszych, a bynajmniej nie w dzielnicy Stare Miasto. ;)
Po przyjściu z Biedronki jedynie szybko się przebrałyśmy, zrobiłyśmy makijaż i zadzwoniłyśmy po taksówkę. Ok. 19 byłyśmy już na miejscu, ale kolejka jaką zobaczyłyśmy "troszkę" nas przeraziło. Jednak to tylko wyglądało strasznie, bo gdy się ustawiłyśmy to wszystko szło w miarę płynnie. Po wejściu na teren koncertu skierowałyśmy się w stronę już całkiem sporego tłumu. Ustawiłyśmy się w naprawdę fajnym miejscu, widok na scenę był bardzo dobry, a obok nas był dodatkowo telebim, więc czego nie dojrzałyśmy na scenie - widziałyśmy na ekranie.
Supportem The Vamps był zespół, o którym nigdy w życiu nie słuchałam - Young Stadium Club. Jednak po 2-3 utworach uznałam, że jest to całkiem przyjemny zespół. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam na ich Facebooka oraz podrzucam Wam jeden ich kawałek, abyście mogli posłuchać.
Najważniejszy moment nastąpił jednak po 21. Wtedy na scenę weszli chłopacy... ♥
I tu nie ma wątpliwości. Nie mam pojęcia jak szybko minęły 2 godziny koncertu. Wszystko działo się tak szybko, że wolałabym, aby ten koncert trwał jeszcze 3 razy tyle... :(
Średnia wieku mieściła się mniej więcej pomiędzy 12-14 lat. Zabawne, gdy jesteś 17-latką. :D
Najzabawniejsza była reakcja dziewczyn, które podbiegły na "meet & great" z Angeliką Muchą! Dziewczyny biegły śmiejąc się, że będą miały selfie z nią i będą cool. :D To zabawne, bo wokół Angeliki zrobiła się ogromna fala hejtu i śmiechu, bo zaczęła się wywyższać. Mają rację.
Kierując się do wyjścia zrezygnowane siostra zwróciła uwagę na jeszcze jedną flagę, pozostałą na scenie... Podeszłyśmy do bardzo miłego pana i uśmiechając się poprosiłyśmy go, czy mogłybyśmy ją dostać. I tak, mamy flagę, której dotykali The Vamps ♥ Dziś wisi na drzwiach w naszym pokoju.
Najgorszy moment po koncertowy? Fakt potrzeby zamówienia taksówki. Dzwoniłam chyba na 6 numerów i albo nie mają wolnych samochodów, albo policja blokuje drogę. Dopiero po 23 udało mi się coś zamówić! Na szczęście nie było jakoś strasznie zimno na dworze, więc czekanie pół godziny nie było tragedią. Moment, w którym przekroczyłyśmy próg apartamentu uświadomił nas, że niestety, ale to wszystko już się skończyło...
Następnego dnia opuściłyśmy apartament o godz. 12, a o 17:15 miałyśmy powrotny autobus do Wrocławia. Tak też 5 godzin spędziłyśmy na spacerowaniu po Krakowie, co sprawiło nam dużo przyjemności. Pierwszym punktem naszego zwiedzania był Smok Wawelski, gdyż w sumie i tak miałyśmy tam najbliżej po drodze na Rynek Główny.
Kolejnym punktem wycieczki była wyprawa w stronę Okna Papieskiego. Przed podejściem do okna zaciekawiła nas grupa, która stała przed bazyliką i uważnie słuchała przewodnika. Uznałyśmy, że można wejść i zobaczyć co ciekawego się w środku znajduje. Od razu na wejściu pani zaproponowała nam darmowego przewodnika w formie odtwarzacza mp3. Wraz z naszym wirtualnym przewodnikiem zwiedziłyśmy całą Bazylikę św. Franciszka z Asyżu.
Następnie skierowałyśmy się w stronę Rynku Głównego. Okazało się, że tego dnia były obchody XXV-lecie Dzielnic Krakowa i spod Smoka Wawelskiego aż pod Wieżę Ratuszową szła parada szkół krakowskich. Była to doskonała okazja do zgarnięcia stosu ulotek o każdej dzielnicy. Na samym Rynku miał miejsce także jarmark, więc dużo czasu spędziłyśmy na chodzeniu od stoiska do stoiska. Wybierałyśmy upominki dla rodziny, a także po małym drobiazgu dla siebie.
Nastał czas na obiad. I tu się zaczął problem! Znajdź fajne miejsce, z wolnymi stolikami oraz w przystępnej cenie. Mimo, że miałyśmy odłożone więcej niż normalnie zapłaciłybyśmy za obiad to problemem był drugi wariant - wolne miejsca. Obeszłyśmy w ten sposób cały Rynek dwa razy, aż w końcu skręciłyśmy w inną uliczkę. Zobaczyłyśmy cztery stoliki na zewnątrz. Hm, ciekawie. Patrzymy na menu - cóż, na obiad to pierogi tylko się nadają. Ok. Wchodzimy i wow... Klimat w tym miejscu niesamowity! Weszłyśmy w boczną salę, która w zasadzie znajdowała się pomiędzy trzema kamienicami. Usiadłyśmy przy stoliku na podwyższeniu. Zamówiłyśmy pierogi ruskie, koktajle oraz picie do obiadu. Łącznie nie zapłaciłyśmy tyle, co w innych restauracjach za jeden posiłek. Poza tym samo miejsce, które nas otaczało było tak cudowne, że mogłabym tam siedzieć godzinami. Jeśli ktoś z Was będzie w Krakowie i chce właśnie odwiedzić takie urokliwe miejsce to zachęcam właśnie tam - Magia Cafe Bistro.
Po mile spędzonej godzince z haczykiem zauważyłyśmy, że czas zaczyna nas gonić, więc z przykrością obeszłyśmy ostatni raz cały jarmark i zrobiłam kilka zdjęć. Poszłyśmy najpierw w złą stronę i gdy zawracałyśmy okazało się, że w tym czasie pod pomnikiem Mickiewicza rozpoczął się... czarny protest. Tak, 2 dni przed wielkim ogólnokrajowym protestem.
Prosto z Rynku poszłyśmy do Galerii Krakowskiej. Aby tam dotrzeć przeszłyśmy między innymi pod piękną Bramą Floriańską, a następnie mijałyśmy Barbakan Krakowski.
Po dotarciu do galerii poszłyśmy jeszcze na szybkie frappuccino do Starbucksa. Ledwo otrzymałyśmy zamówienie, a już musiałyśmy iść na dworzec.
I tak oto o godz. 17 podjechał nasz PolskiBus i cudowna przygoda z Krakowem się okrutnie zakończyła :( Po 21 byłyśmy już we Wrocławiu... Kochani rodzice po nas przyjechali ♥
To tyle jeśli chodzi o nasz wypad do Krakowa na koncert The Vamps! Dziękuję za uwagę i zapraszam na moje social media: Facebook Instagram
Snapchat - kotnaxxx