Mamy 30 listopada, więc nadszedł czas na ulubieńców miesiąca. :)
Listopad był dość dziwnym miesiącem... Taki zabiegany, zero wolnego czasu. Mam nadzieję, że grudzień będzie lepszy, szczególnie, że zbliżają się... święta! ♥
Ulubieniec numer 1:
Ciepłe skarpetki
Najlepsza rzecz, jaką można posiadać oraz dostać w okresie jesienno-zimowym. Takowe skarpetki towarzyszą mi zarówno w dzień, jak i w nocy. Stosunkowo do potrzeb mam ich bardzo mało, nad czym mega ubolewam... :(
Ulubieniec numer 2:
Café Latte - French Macaroni
Kawa była dostępna przez jakiś czas w Biedronce za ok. 4 zł. Stosunkowo do tego, że sypałyśmy na jedną porcję od 4 do 6 łyżeczek, kawa okazała się niesamowicie wydajna.
Smak był cudowny ♥ Osobiście piłam tą kawę z mlekiem oraz 2/3 łyżeczkami cukru.
Ulubieniec numer 3:
Książki
Czytanie książek w tym miesiącu sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. Było świetnym wypełniaczem czasu, który spędzałam w drodze do szkoły, na przerwach oraz w drodze powrotnej.
Zachęcam do zobaczenia mojego profilu na portalu Lubimy Czytać :)
Ulubieniec numer 4:
Justin Bieber
Jak wiecie, lub też nie, w tym miesiącu byłam na koncercie Justina w Polsce. Muszę przyznać, że jego muzykę lubiłam zawsze, mimo, iż na co dzień słucham zazwyczaj mocniejszego brzmienia. Teraz jednak po koncercie polubiłam go jeszcze bardziej, bo zauważyłam coś bardzo ważnego - Justin na żywo jest uroczy, uczuciowy, radosny, szczery. To naprawdę genialna osoba na żywo. :)
Dorzucam jeszcze kilka najlepszych jego kawałków z ostatnich lat wg mnie:
Ulubieniec numer 5:
Kaba
Smakowe mleko zawsze było dla mnie czymś przepysznym! Wyjątek stanowiło mleko czekoladowe, no ale...
Kaba to proszek, który wsypuje się do mleka, a on nadaje napojowi dany smak. Na zdjęciu są pokazane 4 warianty smakowe - truskawkowy, waniliowy, malinowy i bananowy. Jedyny, którego jeszcze nie próbowałam to malinowy, lecz zważając na tym, że reszta jest przepyszna to nie sądzę, iż na tym smaku mogę się zawieść :D
Szczerze powiem, że nie wiem czy Kaba jest dostępny w Polsce. Mnie przywozi kuzynka, więc nawet w Polsce się za tym nie rozglądałam ;)
Zapraszam Was na moje social media oraz zachęcam do pozostawienia komentarza, a także do kontaktu ze mną :) Więcej informacji znajduje się w zakładce Kontakt na górze strony :)
Cześć!
Dzisiejszy post jest dość specyficzny, ponieważ odnosi się do koncertu Justina Biebera, który odbył się w Polsce, a dokładniej w Krakowie, 11 listopada. Koncert został zorganizowany przez Prestige MJM, ale o całej organizacji będzie później.
BILETY
Koncert został ogłoszony pod koniec ubiegłego roku i od razu zaczęła się sprzedaż biletów. W tamtej chwili nie miałyśmy jednak możliwości ich kupienia, więc spokojnie zbierałyśmy pieniądze, aby kupić je później. Dopiero pod koniec października - 2 tygodnie przed koncertem - udało nam się kupić bilet na płytę A. Przepłaciłyśmy totalnie, ale Ana była mega szczęśliwa, że w ogóle jedzie! Po kilku dniach okazało się, że stać nas na lepsze bilety... I zaczęło się szukanie osób, które sprzedawały Golden Circle. Udało się, kupiłyśmy. Gorsza część całej akcji to sprzedaż płyty A. Prestige zaczęło robić wrzuty biletów na oficjalną stronę. Mimo to znalazły się dwie dziewczyny, które chciały kupić nasze bilety i w środę (dwa dni przed koncertem) obydwie miały już bilety. :D
PRZYJAZD DO KRAKOWA
Do Krakowa pojechałyśmy już w środę, 9 listopada. Zatrzymałyśmy się w świetnym apartamencie HappyGuests. Na miejscu byłyśmy już popołudniu, więc przeszłyśmy się jeszcze tylko na Rynek i wróciłyśmy, aby się spokojnie wypakować.
Następnego dnia zrobiłyśmy dzień zwiedzania. Poszłyśmy na Rynek, Wawel oraz na Kazimierz.
W listopadzie na Wawelu można obejrzeć wystawy za darmo. Bilet można odebrać normalnie w kasie biletowej. Jednakże w ten bilet nie wchodzi sama katedra, dzwon Zygmunta i muzeum. Bałyśmy się, że bilety do katedry będą kosztować ok. 20 zł za osobę, ale okazało się, iż bilet ulgowy to koszt 7 zł, a z audio-przewodnikiem 12 zł, więc super. Zwiedzanie z przewodnikiem zajęło nam ponad 2 godziny, a za taką cenę to naprawdę bardzo długo.
Dziedziniec
Dzwon Zygmunta
Ostatnie zdjęcie grobu Pary Prezydenckiej w tej postaci.
Po wizycie na Wawelu udałyśmy się na stare miasto z celem poszukania jakieś restauracji, aby zjeść obiad. I tak oto trafiłyśmy do niewielkiego lokalu z typowo polskim jedzeniem na ul. Grodzkiej.
Następnie ruszyłyśmy w stronę Kazimierza. Zaczynało już być szaro... To chyba najgorsze, co jest w jesienno-zimowej aurze. Sądziłyśmy, że zjemy te legendarne kazimierskie zapiekanki, lecz gry ostatecznie dotarłyśmy nie miejsce, uznałyśmy, że po obiedzie nie mamy już siły na nic więcej, hahaha. :D Tak więc obeszłyśmy Plac Nowy z 2 razy i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Jednakże najpierw odwiedziłyśmy bardzo ciekawe miejsce, jakim jest Waflik. Takich kompozycji gofrów to jeszcze nigdy nie widziałam! Sama wzięłam sobie gofra z bitą śmietaną, piankami marshmallow, żelkami oraz polewą toffi. Natomiast Ana miała z bitą śmietaną, marshmallow, oreo, posypka. Najlepsze w tych gofrach jest to, że są one... podzielone na kwadraciki, co zdecydowanie ułatwia jedzenie.
Wracając poszłyśmy jeszcze na kawę do Starbucksa i jedno muszę stwierdzić - Kraków nocą jest przepiękny.
DZIEŃ KONCERTU
Wszyscy wcześniej pisali, że będą tam nocowali, albo, że będą czuwać od samego rana. W momencie, gdy miałyśmy jeszcze płytę A, naprawdę się tego przestraszyłyśmy. Jednak w momencie, gdy otrzymałyśmy Golden Circle nie było to takie straszne, bo domyślałyśmy się, że ludzi nie będzie tak dużo jak na płycie. Stosunkowo się nie myliłyśmy...
Pod Tauron Arenę pojechałyśmy dopiero ok. 13. Ustawiłyśmy się w kolejce na górze, w której było zdecydowanie mniej osób. W kolejce poznałyśmy trzy genialne dziewczyny, Amelię, Karolinę i ... no właśnie. Nie pamiętam trzeciego imienia, ale dziewczyny - pozdrawiam! :D
W pewnym momencie czekania pod naszymi nogami znalazł się duży, ciepły czarny kocyk. Nikt nie chciał się do niego przyznać, więc go przygarnęłyśmy. Z perspektywy czasu uważam, iż to była bardzo dobra decyzja, gdyż później kocyk uratował nas przed chłodem i deszczem. Ok. 17 uznałyśmy, że usiądziemy w spokoju na ziemi i będziemy dalej czekały aż do otworzenia bramek. Niedługo nacieszyłyśmy się tym spokojem. Nagle zaczął się karambol, który trwał ponad 2 godziny.
Ludzie zaczęli się pchać do bramek... Stado dziczy za nami zaczęło pchać się do przodu. Ścisk był okropny! Żadne słowa nie opiszą tego, co tam się działo. Kilka tysięcy ludzi od tyłu pchało się na nas... Wytworzył się taki ścisk, że dziewczyny masowo mdlały, bo jeśli były niższe nie było szansy aby złapały powietrze! Ochroniarze najpierw się śmiali, a później już po prostu nie umieli nad tym zapanować. Ktoś wezwał nawet policję, ale i to nic nie dało. W pewnym momencie ochroniarze wpuszczali po 5-10 osób co 20 minut! To było nierealne, aby połowa tych ludzi weszła na początek koncertu samego Justina. Nie wspominam już o tym, że przed Justinem były jeszcze dwa supporty... Czym bliżej byłyśmy wejścia, tym więcej przeszkód nas spotykało. Okazało się, że trzeba było przeskakiwać przez barierki. Wyobraźcie to sobie: kilka tysięcy ludzi pcha się na ciebie, a ty masz przejść przez bramki. Ludzie pchali się tam, mimo, że po prostu nie było tam już miejsca...
To, co się tam działo przez 2 godziny już nie potrafię dokładniej opisać: ścisk, omdlenia, dzicz. Paranoja.
Do szatni weszłyśmy już przed 20. Kolejny absurd: płacić kilka setek za bilet i dodatkowo musisz zapłacić 3 zł za kurtkę itp., 10 zł za torebkę, a najlepsze - za zgubienie numerka - 20 zł. Porażka totalna.
Na halę weszłyśmy na ostatnią piosenkę drugiego supportu. Strasznie trudno było się dostać do Goldena. Musiałyśmy przeciskać się koło ludzi, bo nie było normalnego przejścia... Trzeba było się drzeć, że mamy GC, bo inaczej myśleli, iż po prostu chcemy zająć miejsca na początku płyty. Ochroniarz nas wręcz wciągnął na GC, bo człowieki w ogóle nie myślały. -.-
Na GC dostałyśmy się na drugą piosenkę Justina.
KONCERT
Już na wstępie muszę to przyznać - Justin robi niesamowite SHOW. Koncert był przepiękny... Akcje, które wymyślili i rozprzestrzenili na Twitterze spowodowały, że Justin kilka razy płakał.
♥ na What Do You Mean? świeciliśmy glow stickami.
♥ na Purpose wyciągnęliśmy kartki z napisem My purpose is... . Justin siedział na scenie i czasami zacinał się przy śpiewaniu, bo płakał czytając treść kartek...
♥ na Life Is Worth Living wszyscy zrobili serduszka z dłoni!
♥ po Sorry wszyscy klaskali
Najważniejsza akcja - utrzymać ciszę, gdy Justin chce mówić. Na którymś koncercie strasznie zdenerwował się na fanki, które tylko piszczały, gdy mówił... On naprawdę mówił piękne rzeczy, więc staraliśmy się mu nie przeszkadzać. W pewnym momencie wręcz nas poprosił o pisk, bo nie wierzył, że można być tak cicho! :D
Serce wszystkich rozbiło jak perfekcyjnie powiedział Kocham Was. To było tak niesamowicie urocze, że nawet, gdy sama nie jestem Belieber to naprawdę zrobiło mi się cieplutko na sercu. Słodkie było, gdy zamiast Tosia powiedział Cosia. To było słodziutkie! ♥
Mimo, że Justin był na scenie 2 godziny to przez ten czas czekania oraz to, co się działo przy bramkach, dla mnie to było 5 minut.
POWRÓT DO DOMU
Do domu wracałyśmy o 15:15 w sobotę. Do tego czasu poszłyśmy ostatni raz się przejść na Rynek. Później zabrałyśmy walizkę i poszłyśmy w stronę Galerii Krakowskiej. Tak też zakończył się nasz 4-dniowy, cudowny pobyt w Krakowie.
Jeśli post Ci się podobał to pozostaw po sobie komentarz. Zapraszam także na moje social media:
Dziś post dość nietypowy, bo opowiem Wam o pewnym chłopaku, a wręcz mężczyźnie, który nieświadomie stał się dla mnie ważnym przyjacielem...
Patryka "poznałam" 17 września 2013 roku. Był pierwszą osobą, która pokazała mi GTA V. Przeżyłam dzięki niemu cudowną przygodę z tą cudowną grą, Michaelem, Trevorem, Franklinem. Pamiętam, że zaczęłam powoli zadawać mu pytania na Asku... Odpowiedział raz, odpowiedział drugi raz - byłam strasznie szczęśliwa, bo wiedziałam, że ma niezły natłok pytań. Coraz częściej "rozmawialiśmy" poprzez Aska, czasami na Facebooku. Szybko wkręciłam się w klimat gier na konsole, mimo, że konsoli nigdy nie miałam. Dużo czasu spędzałam na streamach Patryka, oglądając jego filmiki... W pewnym momencie zaczęliśmy mieć bardzo dobry kontakt, a takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.
Dosyć przełomowym momencie zadałam pytanie na Asku do kolejnego odcinka Zapytaj Yojiego. Moje pytanie pojawiło się jako pierwsze w filmiku! Do tego Patryk pamiętał moje imię, co strasznie mnie zaskoczyło, ale byłam szczęśliwa :)
W pewnym momencie na Asku wyszły bardzo ciekawe teorie - a może jestem... a) kochanką Patryka b) koleżanką c) siostrą d) kuzynką
Wybraliśmy opcję c. Od tej pory stałam się legendarną siostrą Patryka. I wiecie co? Strasznie mi się to podobało. :)
Wtedy zaczęliśmy mieć jeszcze lepszy kontakt! Dużo korespondowaliśmy. Rozmawialiśmy o życiu, o naszych planach na przyszłość. Patryk może wręcz nieświadomie do końca zaczął mnie bardzo wspierać. W trudnym dla mnie czasie po prostu był... Odpisywał na moje wiadomości, poniekąd dodawał otuchy w tym wszystkim. Do dziś wspominam rozmowę, gdy nagle wyznał mi, że zawsze chciał mieć młodszą siostrę, a tu nagle się taka pojawiła! Nawet teraz, po ponad 2 latach, gdy przypominam sobie tamtą rozmowę uśmiecham się na samo wspomnienie. Odpisałam wtedy, że zawsze chciałam mieć starszego brata. Tak, chciałam. I miałam choć przez chwilę...
Jako jedyna osoba pamiętał, że 6 czerwca mam imieniny. Złożył mi cudowne życzenia, a ja ze szczęścia po prostu płakałam. Nigdy się o tym nie dowiedział...
Uznał mojego ex za dupka i idiotę.
Wspierałam go przy pracy magisterskiej! Doceniał to, naprawdę. Starałam się go motywować do pracy, aby dał z siebie wszystko :)
Dzięki niemu poznałam dwa wspaniałe utwory, których do dnia dzisiejszego słucham i zawsze powtarzam - Patryk mi je pokazał.
Po wycieczce do Pragi obraził się na mnie (oczywiście w żartach), że nie kupiłam mu... Krecika! Hahaha :D
W pewnym momencie nasz kontakt się urwał... Nawet nie zauważyłam kiedy. Później zmieniłam konta i niekoniecznie kojarzył mnie po nowym nicku. Zaczęło mnie to boleć, że nie miałam czasu na utrzymanie tej "przyjaźni"!
Wiecie co jest najgorsze w tym wszystkim? Że my naprawdę jesteśmy podobni... jak prawdziwe rodzeństwo. :)
- lubimy takie same pizze - ser, szynka, pieczarki
- preferujemy te same modele samochodów - np. BMW X6 M
- gustujemy w podobnym typach filmów
- uwielbiamy te same gry - chociaż czasami coś się nie zgadza ;)
- oboje mamy ciemne włosy i ciemne oczy ♥
- nawet chcieliśmy razem jechać do Prypeci :D
Dlaczego ten post pojawia się dziś?
Dziś są 25. urodziny Patryka.
Patryku, braciszku, życzę Ci:
- więcej pieniędzy na gry, konsole i części do komputera,
- dużo szczęścia!
- jeszcze więcej miłości od Karoliny (choć wiem, że masz jej już baaaardzo dużo) ♥
- wspaniałych przyjaciół
- wyprawy z siostrą do Prypeci :D
- mniej nerwów
- więcej czasu dla siebie (żebyś się znów nie zaniedbał, jak kiedyś - tak pamiętam!)
Dzisiejszy post będzie odnosił się do jednego z moich hobby - muzyki, a dokładnie o moim ukochanym zespole. W obecnych czasach ludzie słuchają aktualnie popularnych gwiazd lub klasycznych, starych zespołów oraz artystów. Zaliczam się do tej cudownej drugiej grupy, choć nie poniżam tu grupy pierwszej, gdyż czasami i muzyki takich gwiazd się słucha.
To właśnie zespołu Dżem będzie tyczył dzisiejszy post.
Moja przygoda z tymże zespołem rozpoczęła się na feriach w 2011 roku. Przed samymi feriami pani z muzyki zadała nam następujące zadanie - przerobić znany utwór na piosenkę o Złotoryi, gdyż właśnie w tamtym roku przypadało 800-lecie miasta. Za zadanie zabrałam się wraz z moją ówczesną przyjaciółką - Agnieszką. To ona zaproponowała (wtedy jeszcze przez GG, hahaha), abyśmy wykorzystały utwór Dżemu - Whisky.Miałam zająć się przerobieniem tekstu, a ona miała nauczyć się grać ten utwór na gitarze.
Naprawdę uporczywie starałam się cokolwiek wymyślić... Słuchałam tego kawałka minimum 20 razy. I wtedy nastał ten moment - TAKIEGO utworu po prostu nie można przerabiać. Tak też zaczęłam go słuchać nadal, lecz tylko dla siebie. Powoli klikałam w kolejne utworu, takie jak Czerwony jak cegła, Paw, Jesiony... i moja miłość zaczęła rosnąć. Po kilku tygodniach utwory z Ryśkiem Riedlem były dla mnie czymś oczywistym. Następnie wgłębiałam się w działalność Dżemu z Maćkiem Balcarem. Czasy Jacka Dewódzkiego omijałam łukiem, nie potrafiłam po Ryśku wyobrazić go sobie na miejscu Riedla śpiewającego chrypliwie cudowne utwory Artysty. Wiadomo, było kilka kawałków, których słuchałam, np. Zapal świeczkę. Mało tego było...
Miesiące mijały i nastał piękny dzień - 10 grudnia 2011 roku - pierwszy mój koncert Dżemu. Odbył się w Legnicy w OSiR. Stałam pod samymi barierkami! Najcudowniejsze wspomnienie tego dnia? Moment, w którym Beno Otręba przybił mi piątkę, gdy przeszedł przed barierkami! Dopiero po kilku chwilach uświadomiłam sobie co się naprawdę stało...
Kupowałam kolejne plakaty, płyty, książki... Całe moje życie kręciło się wokół Dżemu. Pamiętałam wszystkie daty urodzin, rodziny, WSZYSTKO. Nawet ulubionych aktorów, filmy itd. Fanatycznie ich kochałam. Marzyłam o spędzeniu z nimi wspólnie dnia, gdy skończę spokojnie 18. lat... Aby móc usiąść przy piwku, porozmawiać, pośmiać się, pożartować. Naprawdę to było moje marzenie... Może do dziś jest ukryte gdzieś w serduszku ♥
W połowie lutego 2012 jak zawsze czekałam pod salą od matematyki (czasy podstawówki), gdy nagle z niej wyszedł wspaniały nauczyciel, którego zapamiętam do końca życia - p. Kajetan Kukla, którego z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam! Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
K.K.: Który gitarzysta Dżemu ma s w nazwisku?
Ja: *mega dezorientacja*
K.K.: Tak, tak. Styczyński.
Ja: No tak, wczoraj miał urodziny.
K.K.: A chcesz go poznać?
Ja: *szok, niedowierzanie, łzy w oczach* Pewnie!
I tu powiedział mi, że odbędzie się Jam Session z Jurkiem Styczyńskim i może mnie wprowadzić za kulisy, będę mogła porozmawiać, zdjęcie sobie zrobić. Wyszło, jak wyszło, za kulisy nie poszłam, ale zdjęcie mam! Hahah :D
10 sierpnia 2012 roku pojechałam na kolejny koncert - tym razem na Polish Bike Week w Karpaczu. Wykupiłam specjalną koszulkę, aby móc wejść do "strefy VIP". Znów stałam pod samą sceną, a gdy Maciek podjechał na Harleyu miałam dosłownie metr do niego. Byłam taka szczęśliwa! Wtedy na koncercie towarzyszył mi wspomniany wyżej p. Kajetan. Pamiętam do dziś, gdy dodał na Facebooka zdjęcie plakatu imprezy i napisał mniej więcej: "tak blisko, a tak daleko". Napisałam wtedy w komentarzu, że jadę na ten koncert z ojcem. I wtedy wpadłam na ten szalony pomysł - szybko zadzwoniłam do ojca i zapytałam czy p. Kukla może z nami pojechać. Gdy się zgodził napisałam do p. Kajetana. :) Wtedy dodał komentarz "może dzięki dobrym ludziom nie tak daleko". Pamiętam, że jak jechaliśmy do Karpacza to w radiu leciał jeden utwór Dżemu, a gdy wracaliśmy to drugi. Przeznaczenie, hahah :D
Mój trzeci, i jak na razie ostatni, koncert całego zespołu miał miejsce w lipcu 2014 roku podczas Lwóweckiego Lata Agatowego. Wtedy właśnie dostałam coś, czego strasznie chciałam - wspólne zdjęcie z Benem Otrębą, Jasiem Borzuckim oraz Jurkiem Styczyńskim. Nie złapałam reszty, szkoda..
W styczniu 2015 roku pojechałam na solowy koncert Maćka Balcara. Cała akcja była niesamowita! Zobaczyłam o koncercie we Wrocławiu, który był koncertem inauguracyjnym całej trasy, chciałam pojechać, ale nic się nie odzywałam... W pewnym momencie coś mnie tknęło i weszłam na stronę z biletami. Co chwilę zarezerwowane były dwa miejsca w różnych częściach sali. Siostra słabo ukryła całą akcję z biletami, bo i znalazłam potwierdzenie, i wiedziałam, że poszła po bilety... Ale gdy szłyśmy do babci w Wigilię, Ana próbowała mi wmówić, że biletów nie ma. Niby nie uwierzyłam, lecz w środku zrobiło mi się przykro. Usiedliśmy przy stole, rozdają prezenty. Otwieram swój i nie ma go.. Zrobiło mi się przykro, Ana spojrzała na mnie i mówiłam, że nie ma. Przytaknęłam... i wtedy... siostra wyciągnęła kopertę, a ja się popłakałam ze szczęścia!
Koncert był niesamowity! Kupiłam także nową płytę i... zrobiłam sobie zdjęcie z Maćkiem ♥
Obejrzałam także wszystkie dostępne filmy o zespole, jak i samym Ryśku Riedlu. Po kilka razy. Może kilkanaście...
Bardzo żałuję, że post nie może zostać opatulony w piękne zdjęcia, ale połowa z nich zaginęła... To okrutne :(
Dżem stał się moim życiem, miłością, uzależnieniem. To nigdy nie przeminie, lecz teraz się po prostu opakowałam i przystopowałam.
Na koniec przedstawię Wam moje ulubione utwory:
Zapraszam Was do pozostawienia komentarza oraz na moje social media: Facebook Instagram Twitter Snapchat - kotnaxxx
Dzisiejszy post to ponownie recenzja książki. Ostatnim razem post nie cieszył się dużą popularnością, dlatego też chce spróbować jeszcze raz, a jeśli pomysł recenzji Wam się nie podoba to po prostu napiszcie w komentarzu.
Czy wiesz, że Cię kocham? to kontynuacja serii Blue Jeans Piosenki dla Pauli. Książka została wydana w Polsce już 6 miesięcy po premierze pierwszej części, 7 listopada 2012 roku.
DANE KSIĄŻKI
Tytuł:Czy wiesz, że Cię kocham?
Autor: Blue Jeans
Tłumaczenie: opracowanie zbiorowe
Język oryginalny: hiszpański
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 528
Data premiery: 07.11.2012 r.
BOHATEROWIE KSIĄŻKI
Pierwszoplanowi:
Paula - główna bohaterka, 17-letnia uczennica szkoły średniej.
Alan - bogaty nastolatek z Francji
Angel - 22-letni dziennikarz, teraz w związku z Sandrą, córką szefa.
Sandra - młoda dziennikarka, dziewczyna Angela
Drugoplanowi:
Miriam - przyjaciółka Pauli
Armando - chłopak Miriam
Diana - przyjaciółka Pauli, dziewczyna Mario
Mario - młodszy brat Miriam
Cris - przyjaciółka Pauli
Irene - przyrodnia siostra Alexa
Alex - młody pisarz
Katia - różowo włosa piosenkarka
OPINIA
Poprzez to, że byłam niesamowicie ciekawa, co się wydarzy w tej części, czytałam ją maksymalnie tydzień.
Czas wydarzeń ma miejsce 3 miesiące po części pierwszej, ale wydarzenia aktualne są przeplatane z tym, co się działo w kwietniu. Życie Pauli całkiem się zmieniło. Nie spotyka się już z Angelem, który aktualnie jest w związku z córką swojego szefa, Sandrą. W życiu Pauli pojawia się zuchwały Alan, którego dziewczyna po prostu nie znosi. Diana z Mario tworzą skomplikowany związek, któremu szczególnie pomaga stan nastolatki.
Akcja rozgrywa się w ciągu dosłownie paru dni, ale chwila nieuwagi i można się naprawdę pogubić w całej sytuacji.
Książka kończy się całkiem dla mnie niespodziewanie. Nie wiem, czy w pewnym momencie wystąpił błąd tłumaczenia czy po prostu autor celowo pominął ważne kwestie, aby napisać o nich w części trzeciej.
Nie chcę tutaj nikomu spoilerować, więc trudno napisać cokolwiek więcej, bo cała książka nawiązuje również do części pierwszej, której pewnie dużo osób również nie czytała.
Ocena ogólna: 9/10
Zapraszam do pozostawienia komentarza, odwiedzenia moich social media: