poniedziałek, 11 stycznia 2016

Jaki cudowny koncert musi odbywać się tam, na górze..

Witajcie Kochani!
Dzisiejszy post powstaje po... śmierci Davida Bowie. Jego śmierć, a także Lemmy'ego natknął mnie, aby porozmyślać. Powstaje jedna myśl, od miesięcy, od lat, od czasu, gdy tracimy tak świetnych muzyków! Wyobraźcie sobie jak świetny koncert musi odbywać się tam, na górze..
Mimo, że jestem osobą niewierzącą to wierzę w dusze, które czasami pozostają w naszym świecie. Nie wierzę w niebo, nie wierzę w piekło, ale wyobrażam sobie taką ogromną scenę, na której gromadzą się ci wspaniali muzycy i grają, po prostu grają. Począwszy od Johna Lennona, poprzez Cliffa Burtona, Kurta Cobaina, Ryśka Riedla, do Dio, Lemmy'ego i Davida. 
Muzycy odchodzą, ale ich muzyka nigdy nie umiera. Bardziej mnie boli, gdy pada tekst "mam nadzieję, że Nirvana przyjedzie do Polski". Prawdziwego melomana to boli... Jakby ktoś mi wbijał sztylet w serce.
Niegdyś umierali z 3 głównych powodów - zabójstwo, samobójstwo i narkotyki, dziś to zwykłe nowotwory, które odbierają nam wiele najbliższych osób. Czasy się zmieniają, słuchacze się zmieniają, więc i śmierć się zmieniła.
Pisząc ten post mam łzy w oczach... Pamiętam moment, gdy dowiedziałam się o śmierci Dio. Miesiąc i jeden dzień po śmierci mojej mamie. Wtedy uświadomiłam sobie jak wiele wspaniałych osób zabiera właśnie nowotwór.
Może ten post nie jest bardzo długi, ale cóż...

#RIPDavidBowie
Śpij dobrze Mistrzu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz